 |
Lustrując Pańszczycę |
Poranek przywitał nas pięknym
widokiem na Tatry, wschodem słońca i nadziejami na wspaniałe
obserwacje. Wyzwanie – lekko niemożliwe do realizacji – znaleźć
kozice, niemniej spróbowaliśmy. Dojazd pod Tatry zajął nam
chwilę, ale z uwagi na piękne widoki nie poczuliśmy tego zbytnio,
później podejście pod Murowaniec i zachwyt nad tatrzańskim
pejzażem. W trakcie przejścia z bliska dało się przypatrzeć
pracy dzięciołów – czarnego i trójpalczastego – co było
sympatycznym uzupełnieniem listy.
Po krótkim postoju regeneracyjnym w
schronisku, gdy je opuściliśmy, Tatry częściowo schowały się za
chmurami, które kłębiły się i schodziły raz niżej, a raz
podnosiły się lekko. Do tego zerwał się wiatr i zaczął prószyć
śnieg. Takie warunki nie zachęcały do podjęcia wyzwania wędrówki
ponad górną granicą lasu. Przyszło nam iść niżej, gdzie
napotkaliśmy tropy rysia, ale ogólnie tropów było niewiele.
Momentami gdy pojawiał się widok staraliśmy się lustrować zbocza
gór w poszukiwaniu kozic, ale bezskutecznie.
 |
Na szlaku |
Później już długa droga w dół
doliną Pańszczycy by dotrzeć do auta tuż przed zapadnięciem
zmroku. Chwila oddechu i w drogę! Zrobiło się ciemno, więc może
uda się jakiegoś urala wypatrzeć? I udało się! Poza kilkoma
puszczykami zwyczajnymi na drzewie siedział ten wyglądany przez nas
ural więc sukces! Do tego zaglądnęliśmy do bobrów i jeden przez
moment pokazał swój łepek! Czego chcieć więcej? :) Kozic nie
było, ale i tak było... dobrze. Jutro ostatni dzień wycieczki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz