Minęły lata od kiedy ostatni raz byłem wychowawcą na obozie dla młodzieży, natomiast zdecydowałem się podjąć to wyzwanie ponownie. Czy się udało, trzeba byłoby zapytać młodzieży, natomiast ja jestem z siebie zadowolony. Zapraszam do zapoznania się z subiektywną recenzją mojego pierwszego, a ogólnie czwartego turnusu sezonu 2012 w którym uczestniczyła młodzież w wieku 13 - 17 lat - a więc teoretycznie mogło być ciężko, a było... sami przeczytajcie.
 |
W trakcie zajęć |
Wszystko rozpoczęło się w niedzielę koło południa. W napięciu i oczekiwaniu obserwowałem twarze i uśmiechy nadjeżdżających dzieciaków. A już chwilę później wszyscy poznawaliśmy się na grach i zabawach. Rzec by można rozpoczął się 14 dniowy maraton w edycji pierwszej. Plan dnia był dość prosty chociaż nie zawsze realizowany w tej samej kolejności - śniadanie, konie, gry i zabawy, działania plastyczne, obiad, współzawodnictwo różnego rodzaju, wieczorne zajęcia kominkowe i wyjścia w teren. Można by zapytać jakie tematy da się zrealizować w trakcie takiego pobytu i dla grupy 35 osób ? Wszelakie i bardzo zróżnicowane. O ile mowa o jeździe konnej - od podstaw, po skoki wraz z teorią odnośnie ujeżdżania, sprzętu i obchodzenia się z koniem; zajęcia plastyczne - wyklejanki, decoupage, malowanie piaskiem, gry i zabawy w postaci przeciągania liny, podchodów, skakania przez linę, zdobywania bazy (flagówki)... W ciepłe dni młodzież korzystała również z zabaw w basenie który pomagał poradzić sobie z panującymi upałami. Kolejnym działaniem w którym młodzież mogła się wykazać była opieka nad zwierzakami w Mini Zoo. Szczerze trzeba powiedzieć że nie było czasu na nudę, i jeśli ktoś tylko chciał skorzystać z obozu - mógł się wiele nauczyć, dobrze pobawić i wyjechać bogatszym o nowe przyjaźnie, doświadczenia i umiejętności.
 |
Siakaś gąsienica |
Można spytać - dobrze, ale co z zajęciami przyrodniczymi, wszak jesteśmy na blogu przyrodniczym. Otóż w te dni starałem się uwrażliwiać wszystkich uczestników by mieli oczy i uszy szeroko otwarte. By widzieli patrząc i słyszeli słuchając. Jak tego dokonać ? najlepiej poprzez wyłączanie niektórych zmysłów. Każdy z uczestników w trakcie wyjazdu prowadził zeszyt przyrodniczy, w którym zamieszczał wyniki swoich prac.
Przez te 2 tygodnie uczyłem jak korzystać ze sprzętu optycznego, jak pomagać ptakom latem czy zimą, co jest najważniejszego przy prowadzeniu obserwacji, jak korzystać z książek "o ptakach", rozpoznawać podstawowe tropy ssaków występujących w Polsce... do tego jak korzystać z map, zdjęć lotniczych, oraz jak tworzyć własne mapy. Nie takie zwyczajne mapy - raczej "mapy pierwotne" rysowane ze skażoną perspektywą, "mapy słuchu" na których zamieszczano w różnej odległości wszystko to co usłyszeli siedząc przez parę minut z zamkniętymi oczami. Ponad to każdy tworzył własne dzieło artystyczne ze składników naturalnych - liści, szyszek, kamieni, patyków... a efekty tych prac przerosły moje najśmielsze oczekiwania. Innym razem natomiast każdy musiał zaufać koledze lub koleżance i na ślepo dać się poprowadzić do drzewa, patyka, gałązki, a potem jego celem było odnalezienie przedmiotu który wcześniej wymacał. Każdy poznał także podstawowe techniki szyfrowania wiadomości. Do tego gawędy, rozmowy, wieczorne prezentacje o sowach, rysiach, wilkach... a co drugi dzień jedna 7 osobowa grupa miała możliwość pójść ze mną na nocny spacer, który dla wielu był czymś podejrzewam niezapomnianym. Koło godziny 22.00 wychodziliśmy na 2 godziny polną drogą, z latarkami, przez pola, łąki, aż do lasu, a w trakcie spaceru wychodziły stwory niesłychane które dały się podglądać z dosyć bliska - sarny, zające, lisy... były codziennym standardem. Do tego w trakcie przejścia mówiliśmy o metodyce badania sów, które to sowy staraliśmy się wabić. Przeważnie wyniki były mizerne, ale jedna z grup miała szczęście słyszeć aż 4 puszczyki, a widzieć jednego. W trakcie wycieczki chyba najbardziej przerażająca była początkowa ciemność. Niektóre dzieciaki aż drżały, i bez przytulania i wspierania się nawzajem nie chciały iść, ale później, kiedy oczy przyzwyczaiły się do ciemności a strach minął korzystały na całego. Dodatkową atrakcją było piękne gwieździste niebo i spadające gwiazdy, które znaczna część dzieciaków widziała pierwszy raz w życiu (podobnie jak tak gwieździste niebo). Osobiście uważam że były to chyba najbardziej wartościowe zajęcia bo pozwalały poznać świat, przyrodę inną. Dawały pole do indywidualnych rozmów, pytań i odpowiedzi na zagadnienia związane z naturą. Gdyby to było realne dobrze byłoby właśnie tego typu nocne, wieczorne wycieczki dla małych grup organizować by uczyli się wielkości i piękna świata.
 |
Idąc na wieży szczyt |
Co ponadto? Zmiany temperatury, inne poranki, zniknięcie jerzyków, pierwsze żółte liście, inny zapach i smak powietrza... Szczególnie w ostatnie dni tego turnusu świadczyły o kończącym się lecie i powoli nadchodzącej jesieni. Raz na czas bocian czarny przeleciał nad głowami, częściej czapla, a innym razem myszołowy.
W trakcie obozu udało się również zrealizować całodzienną wycieczkę górską - cel - Mogielica. Szczęśliwie nie było wielkiego tłoku na szlaku i udało się przejść trasę dosyć cicho i spokojnie. Obserwacji wielu nie było, ale za to każdy chętny mógł poznać szczegóły topografii Beskidów, do tego dowiedzieć się o rezerwacie przyrody na Mogielicy, oraz wyjść na wieżę widokową by zobaczyć bardzo rozległą panoramę.
 |
Z grupą IV turnusu |
Co mogę powiedzieć o całym obozie - był męczący, to pewne, był satysfakcjonujący to jeszcze pewniejsze! Dostarczył sporo pozytywnych emocji, wiedzy i pozwolił mi też nauczyć się niektórych rzeczy od młodzieży i pozostałej części kadry (nigdy wcześniej nie robiłem decoupage dla przykładu).
Mam nadzieję że wiedza tej młodzieży trochę się powiększyła, a także że komuś z nich zostanie chęć samodzielnego poszerzania swoich umiejętności i pójścia tą zieloną drogą. W sumie to chciałbym za rok spróbować czegoś podobnego, a może wzbogaconego o nowe elementy i nowe pomysły które już gdzieś w głowie mi kiełkują. Co z tego wyjdzie - czas pokaże :)