niedziela, 30 września 2012

30.09.2012 Balnica - dzień siódmy

Balnica
Ostatni dzień na Balnicy. Poranek nieciekawy pogodowo, ale potem się poprawiło i zrobiła się piękna złota polska jesień. 22 stopnie, słaby wiaterek i błękitne niebo... Przyjechały 2 pociągi pełne turystów, ale poza tym - pusto. Jedynie jedna osoba na szlaku nas odwiedziła wieczorną porą a tak poza tym to cały dzień leniwy.
Chłodna noc się zapowiada, ale niestety nie będzie nam dane już sprawdzić jak bardzo chłodna, bo do rana będziemy już daleko stąd. Ale wróci się znowu, za parę tygodni? miesięcy ?

Luna tropicielka
Przyrodniczo - wczorajsza sarenka była niemal na pewno zmasakrowana przez rysia. Dziś została zaciągnięta pod drzewo i było jej już znacznie mniej - tak na prawdę skóra i kości kończyn. Kręgosłup z czaszką zaś wisiał na gałęziach nieopodal. Cóż... był tak blisko.... gdyby tak mieć fotopułapkę. Najpewniej będzie to jeden z zakupów który trzeba będzie przeprowadzić.

Tymczasem trzeba się pakować i wracać do rzeczywistości bo jutro o 10.30 jest już spotkanie umówione... Ech... a tak dobrze się pracowało...

sobota, 29 września 2012

29.09.2012 Balnica - dzień szósty

Dzięcioł zielony
 Kolejny spokojny dzień... No może nie tak jak poprzednie - ogromna ilość osób korzystających z kolejki przypuściła szturm na sklepik, ale ... odparliśmy atak. Co prawda prawdziwych turystów mało, mimo że do południa pogoda była idealna, ale na to wpływu nie mamy.

Rano pięknie przez chwilę pozował zawisak, który dał się uchwycić na kilku zdjęciach, a później do galerii fotograficznej doszedł jeszcze dzięcioł zielony, który bardzo przyjaźnie pozował siedząc na słupie, co zostało ukazane na sąsiedniej fotografii.

Poszliśmy sprawdzić za czym tak chodziła Luna, otóż nie dalej niż 200metrów od Balnicy znaleźliśmy świeże (24 godziny ?? - wilgotne mięso, tylko pojedyncze muchy, słaby zapach) truchło sarny.

Pozostałości sarny
Przez kogo zjedzone - ciężko rzec - albo wilki, albo ryś. Ogryzione dosyć dokładnie, ale nie rozszarpane na drobno, w dosyć gęstym miejscu, w pobliżu wykrotu i zwalonych drzew, a do tego nie przykryte. Typowałbym wilki, ale te prawdopodobnie byśmy usłyszeli, a nikt nic nie słyszał. Ryś przykrywa zasadniczo swoją ofiarę, a ta była odkryta, natomiast otoczenie, było bardziej rysiowe. Jutro pokażemy miejsce Wojtkowi, może będzie potrafił swoim doświadczeniem podpowiedzieć kto zacz to uczynił. Niestety ja nie mam jeszcze takie doświadczenia z tego typu ofiarami przez co trudno mi podać diagnozę.

Odchody niedźwiedzia
Po chwili spaceru, w trakcie którego napotkaliśmy jeszcze jedną kupę niedźwiedzia pełną borówek odwiedziliśmy konie które pasły się spokojnie na Solince, a powrót do Balnicy nastąpił bez dodatkowych przygód. Ciekawe czy dziś też będą wyły....

PS. nie wyły, natomiast, dało się słyszeć nocą klangor żurawi i nieodległe pohukiwanie puszczyka.

piątek, 28 września 2012

28.09.2012 Balnica - dzień piąty

100 lat, 100 postów, niech żyje internet nam... niech żyje nam!

Wypał węgla drzewnego
Setny post trafił się na Balnicy. To miłe :) ale nie setny dzień w terenie czy na wyjeździe, gdyż tych od końca lutego było około... 140, może więcej - przecież na obozie nie pisałem co dzień, na kursie paralotniowym tez.. w sumie nieźle... biorąc pod uwagę fakt że dni od tamtego czasu mamy jakieś 210...

No ale... - tego dnia wyjście na Jasło z przełęczy w Roztokach Górnych zwanej Ruske Sedlo. Zanim tam jednak dotarliśmy odwiedziliśmy wypał węgla drzewnego przy trasie w pobliżu Maniowa, aby później już rozkoszować się wędrówką po górach.

Panorama z Jasła
Po drodze na szczyt okopy, a poza tym ... pusto. Ani ludzi na szlaku, ani zwierząt. Pod samym szczytem Okrąglika kilka drozdów (obrożne?) a poza tym spokój. Do tego smaczne jeżyny na krzakach i od Okrąglika do Jasła piękny las w granicznej formie buka. Na samej polanie szczytowej ogromne ilości przesłodkich borówek, a także niesamowite widoki z panoramą aż po Tatry, oraz ślicznymi Cumulusami na niebie. Aż chciałoby się latać... ba ... pewnego dnia polecę stamtąd na paralotni :) już postanowione - czas się uczyć, rozwijać i będzie dobrze :)

Obiad w Siekierezadzie i czas wracać na placówkę... strasznie te dni uciekają.

Ropucha szara
Wieczorem też dobrze, niektórzy słyszeli plusk bobra, inni jesienny głos sóweczki, a bardziej wytrwali słyszeli wycie wilków. Piękna pełnia była, ciekawe czy to faktycznie ma jakiś związek....

Luna coś się dziwnie zachowywała, węszyła, nasłuchiwała i odbiegała od domu... dało się ją odwołać, ale była widocznie czymś poruszona. Trzeba będzie to sprawdzić.

czwartek, 27 września 2012

27.09.2012 Balnica - dzień czwarty

żubr przydrożny
Poranny wypad do sklepu do Cisnej zaowocował Żubrem... ale nie takim z puszki, tylko takim brązowym, żywym i przeżywającym trawę przy drodze. Stał jak ta krowa (właściwie to był byczek) i nie przejmował się autami ani nawet wycinką trawy i krzewów na poboczu jezdni. Po chwili niezbyt majestatycznie podrapał się za rogiem, a następnie wyruszył przed siebie w kierunku pobliskiego potoku... Były zdjęcia z pełnego profilu, ale ten jest taki... przyjazny.

Kapliczka Matki Boskiej
Opiekunki Lasu
Później przyszedł czas na moją ukochaną kapliczkę w Balnicy z jej cudownym źródełkiem i najpiękniejszą ikoną jaką w życiu widziałem - Matki Boskiej Leśnej, lub jak niektórzy nazywają Opiekunki Lasu, z ptaszkami i gniazdem w miejscu serca. Kto nie widział niech zobaczy przejeżdżając przez ten rejon. Co ciekawe gościł tam w trakcie pielgrzymki po Bieszczadach sam Karol Wojtyła, a kapliczka jest odwiedzana regularnie przez Rusinów którzy powracają tam regularnie od dziesięcioleci. 
Tam czas płynie inaczej i jest tak... kompletnie. Kocham to miejsce, bo tam można poczuć że jest COŚ więcej.


Zwinka
Później w ciągu dnia mnie trafiły się tylko jaszczurki grzejące się na słońcu, ale za to niektórzy mieli szczęście na Hyrlatej napotkać kupę misia (dość świeżą) a do tego nasłuchać się ryczenia Jeleni. Jeszcze w drodze powrotnej wypatrzyli padalca, a znowu inna grupka gniewosza plamistego. Jest tej przyrody tutaj :)


Wieczorem gawędy przy ognisku, a  na torach tuż przy Balnicy znowu pełen przegląd płazów.

środa, 26 września 2012

26.09.2012 Balnica - dzień trzeci

Takie tam o poranku
Pobyt w jednym miejscu czasem na prawdę bywa przyjemny.. słoneczko przygrzewa, ptaki kwilą, ćwierćwilk leży u stóp, ogólnie - bajka :) ciągle słychać jelenie, tylko liści jakoś tak co raz to mniej na drzewach, a ich kolory jakieś takie bardziej kontrastowe... słoneczko też tak mocno już nie grzeje...

Jesień w pełni :)

wtorek, 25 września 2012

25.09.2012 Balnica - dzień drugi

Mgła, księżyc, cisza...
Też lenistwo... też pisanie, szczególnie że pogoda momentami nie była najlepsza... Parę razy przyjechała kolejka bieszczadzka wioząc turystów chcących obcować z pięknem i majestatem gór, ale ciekawie zaczęło robić się dopiero wieczorem:

Kiedy zaczęło się ściemniać wyruszyliśmy odwiedzić konie i popatrzeć za bobrami - co prawda nie widzieliśmy samego bobra - ale za to widać było fale na ich stawikach i pluskanie wody, a ponad stawami stukanie dzięcioła (chyba białogrzbietego). U koni - piękna mgła i jeszcze ładniejszy księżyc, a może odwrotnie?

Salamandra plamista
Wracając przegląd lokalnych płazów na torach - od małych po duże salamandry, przez kumaki, żaby i ropuchy. Ogólnie bajecznie :) Nad głową klangorzyły żurawie, a w lesie słychać było ryczenie jeleni.
Po dotarciu na Balnicę dało się słyszeć nietypowe hukanie urala (teoretycznie reakcja samicy przy gnieździe na obecność człowieka) a z oddali słychać było 2 samce... do tego puszczyk zwyczajny w ogródku. Czego chcieć więcej ?? :)

 Zobaczymy co przyniosą kolejne dni...

poniedziałek, 24 września 2012

24.09.2012 Balnica - dzień pierwszy

Stanowisko pracy
Dzień błogiego lenistwa - kolory na drzewach lekko się przebarwiają, ale ogólnie cisza i spokój. Pojedyncze żurawie gdzieś w oddali przelatywały, a do tego kwilenie dzięcioła zielonego gdzieś z ogródka. Wieczorem ryczenie jeleni z oddali, ale w samym sąsiedztwie Balnicy, tym razem cicho...

Już wiem czemu pisarze uciekają od cywilizacji by pisać... ten dzień spędziłem na pisaniu zaległych relacji dla Was i dla siebie... :)

niedziela, 23 września 2012

23.09.2012 Kierunek południe ;)

Zachód słońca z przejazdu...
A właściwie kierunek Balnica. Tym razem pobyt stacjonarny, ale równie przyjemny. Jako że gospodarz też musi czasem wypocząć, to trzeba go zastąpić...

Co po drodze - właściwie niewiele aż do Baligrodu - tylko pojedyncze sarny w zachodzącym słońcu i przebiegające przez drogę. Od Baligrodu do Woli Michowej przejazd był znacznie bogatszy - ryczące w pobliżu drogi byki, sarny na polanach, kupy żubrów na drodze, jeleni byczek przebiegający trasę przejazdu, w oddali ciche wołania sów... ogólnie było przyjemnie :)

A droga na Balnicę przywitała nas chłodem nocy ale bez większych problemów dotarliśmy koło 23.00 :)

piątek, 21 września 2012

21.09.2012 Roztocza Czar

Młoda ropucha szara
Przez dwa dni z uwagi na wizyty weselne przebywaliśmy na Roztoczu... a dokładniej w rejonie od Zwierzyńca przez Nielisz, Popówkę po Dolinę Bugu.

W pierwszej kolejności wizyta w siedzibie Roztoczańskiego Parku Narodowego, gdzie zostało się bardzo przyjaźnie przyjętym, no i miło było zobaczyć kilka znajomych po warsztatach edukacyjnych "...o wydrze, bobrze i wilku". Krótki spacer na Bukową Górę (jeszcze przed tłumami turystów). Piękny poranny las, młoda ropucha, nietypowa wiewiórka z białym ogonem a do tego ogromna ilość zalegającego martwego drewna, która aż przywodzi na myśl pierwotny charakter tego lasu.

Cofka zbiornika Nielisz
Następnie krótka wizyta na Echo ale bez jednego nawet konika w oddali, następnie Rudka z cebularzem i bułkami z kaszą gryczaną, krótki spacer wzdłuż Wieprza i trzeba ruszać dalej....

Nielisz - zbiornik znany ze swojej wartości przyrodniczej nas ugościł jedynie pojedynczymi czaplami, łabędziami czy kormoranami. Ale ptaków wiele z naszej strony nie było. Co prawda od strony zachodniej przy brzegu dało się zaobserwować COŚ, ale nie było czasu na objeżdżanie dookoła i sprawdzanie co i jak...

Rezerwat Popówka
Popówka - z myślą, a nóż uda się jeszcze wypatrzeć jakiegoś pojedynczego niezbyt śpiącego jeszcze Susła, ale te zapadły się pod ziemię i swoich norach postanowiły przeczekać naszą wizytę, aż do wiosny... a szkoda.

Bug - cudowna rzeka - piękne czarne ziemie w jej pobliżu, dzięcioły na drzewach, ciekawe kwiatki w pobliżu ruin zamku w Kryłowie, a do tego stosunkowo mało ludzi. Z ptaków - gdzieniegdzie myszołowy, ale bez żadnego szaleństwa...

Dotarliśmy wieczór do Telatyna gdzie zakończyliśmy objazd po Roztoczu...

wtorek, 18 września 2012

18.09.2012 Stawy Zatorskie i Monowskie

Kszyk
Krótki popołudniowy wypad na stawy w celu przejrzenia co tam jest, ale zasadniczo różnorodność gatunkowa nie zmieniła się znacznie na przestrzeni ostatnich 2 dni. Znowu były kszyki, bataliony, czajki, krakwy, krzyżówki... tym razem warto dodać jedną bardzo przyjazną obserwację bociana czarnego i żurawia, a także nietypową obserwację rokitniczki odzywającej się głosem wodniczki. Analiza zdjęć wraz z potwierdzeniem od P. Malczyka upewniła jednak w przekonaniu że była to rokita. Tym razem nad stawami brakło jednak kobuzów i tylko gdzieniegdzie szybowały błotniaki stawowe... ale i tak przyjemnie bo nie było polowania jak 2 dni wcześniej.

sobota, 15 września 2012

15.09.2012 Kierunek Beskid, Pieniny, Bieszczady, Tatry, Dzień VIII

Dzień ósmy, ostatni... czas wracać i kończyć Beskidzko-Bieszczadzko-Podhalańską historię... Misja zrealizowana, obserwacji mnóstwo... można powiedzieć wszystko zgodnie ze scenariuszem. Chciałoby się rzec - nie było salamandry, ale tuż po opuszczeniu kwatery na trasie naszego przejazdu i tą udało się wypatrzeć.

Czaple białe
Droga powrotna biegła przez Orawę, rejon Babiej Góry, po Stawy Zatorskie i Monowskie. W czasie przejazdu ostatnie spojrzenie na dzierzby, a także na komin 9 bocianów czarnych. Na samych stawach bez szaleństwa - czpale białe, siwe, łabędzie nieme, krzyżówki, łyski, krakwy, ... a z ciekawszych fajnie polujące kobuzy, oraz kszyki chowające się przed wiatrem przy kamieniach. A poza tym bataliony, czajki, sieweczki rzeczne, pliszki siwe, brodźce zmienne ... Do tego wszystkiego jeden fantastycznie polujący jastrząb, który prawie zdobył obiad na naszych oczach.

Jeszcze chwila i czas wracać do Krakowa, a potem na Zaczarowane Wzgórze, na spotkanie szkoleniowe.

piątek, 14 września 2012

14.09.2012 Kierunek Beskid, Pieniny, Bieszczady, Tatry, Dzień VII

Ślady żerowania
dzięcioła trójpalczastego
Ostatni dzień w górach, a tym samym ostatnie okazje na spotkania z dużymi ssakami. Ruszyliśmy wcześnie - kierunek Tatry. W sumie był to dzień na zasadzie - wszystko na jedną kartę. Albo będą wspaniałe i niezapomniane wspomnienia pozytywne, albo negatywne.
Trasa wiodła przez Rówień Waksmundzką gdzie napotkaliśmy odchody misia oraz słyszeliśmy dzięcioła czarnego; Dolinę Pańszczycy z lasem górskim o charakterze pierwotnym z wielkim bogactwem dzięciołów (kilka trójpalczastych, kilka dużych), do poziomu kosodrzewiny, do szlaku żółtego (Murowaniec-Krzyżne) aż do Murowańca i do auta.

Dolina Pańszczycy
Po opuszczeniu piętra drzew pogoda się trochę poprawiła. Co prawda szczyty tonęły w chmurach i mgle, ale nam otworzyło się okno widoku i z jednej strony chmury i mgły pod nami i nad nami a do tego piękny widok na pasmo kosodrzewiny i nie tylko :) kilka płochaczy halnych, sporo pokrzewnic, rudzików, kosów... a mistrzem tego spaceru okazał się nie kto inny jak poszukiwany, wyczekiwany, wytęskniony przeze mnie niedźwiedź. Można powiedzieć że chodziliśmy za nim, były tropy, były odchody no i w końcu ON. Cudowne spotkanie mimo że z daleka. Właśnie ta obserwacja sprawiła że mieliśmy pewność - warto było się męczyć i iść. Co prawda nie było kozic, ale nie można mieć wszystkiego za jednym razem :)

Niedźwiedź brunatny
Droga w dół przebiegała bez przygód i ciekawszych obserwacji. Zagłębiliśmy się w mgłę i pojechaliśmy do Łapszanki. Tu jeszcze przez moment oglądaliśmy leniwie pływające bobry, ale mimo że dla nich była to pierwsza obserwacja bobra, to po spotkaniu z niedźwiedziem, niejako straciła na sile.


Misja została wykonana, można powoli wracać...

czwartek, 13 września 2012

13.09.2012 Kierunek Beskid, Pieniny, Bieszczady, Tatry, Dzień VI


Na polach Spisza
Dzień przywitał nas załamaniem pogody... ciężkie chmury, niska i gęsta mgła nie zwiastowały niczego dobrego. Prognozy były gorsze, bo mówiły o ciągłym opadzie, ale nie było tak źle. W pierwszej kolejności rozpoczęliśmy od szybkiego zwiedzania Spisza i Podhala. Cel no.1 - Czarne i góra z pięknym teoretycznym widokiem na Tatry. Tatr nie było, ale były za to kwiczoły i trznadle. Nie ukrywam że liczyliśmy na chociaż pojedynczego drozda obrożnego, ale to jeszcze nie była pora i miejsce ni czas. Krótki postój przy kościele świętej Elżbiety w Trybszu i za chwilę dalej w trasę.

Młody orlik krzykliwy
Kolejnym przystankiem na naszej trasie był Przełom Białki, który, jak podają media, niedługo może stracić status rezerwatu i obszaru Natura 2000, gdyż góralom po raz kolejny marzy się jego regulacja, a tym razem mają nawet poparcie parlamentarne... Tutaj nad głowami kołowały myszołowy a po pięknych otoczakach skakały pliszki górskie i pluszcze. Dodatkowa obserwacja czapli siwej dodała temu miejscu uroku. Po chwili dla siebie ruszyliśmy w dalszą trasę...

Pieniny za mgłą
Dębno - zabytkowy kościół z list światowego dziedzictwa UNESCO - to miejsce które odwiedziliśmy jako następne. Architektura, pokrój, polichromie i zabytkowe wyposażenie niesamowicie spodobały się naszym gościom. Po krótkiej rozmowie z Panią przewodnik ruszyliśmy dalej. Tym razem w góry! Po drodze kilka postojów w celu przejrzenia awifauny na polach - z pełnymi sukcesami - myszołowy, orliki krzykliwe, pustułki i wreszcie orzeł przedni! Upragniony, wyczekany :)

Ale przed górami krótki lunch - w schronisku w Sromowcach Niżnych, Trzy Korony, a po nim - w górę! jeszcze nie pada, więc można iść, co prawda mgła na szlaku, ale ona tylko wzmacnia klimat Na szlaku pusto, gdzieniegdzie tylko zaśpiewa ptak czy przebiegnie wiewiórka. Ze szczytu widoku brak... wszystko tonie we mgle... a szkoda, bo jestem przekonany że by się podobał...

Podczas powrotu zatrzymaliśmy się jeszcze na chwilę przy Zamku w Nidzicy oraz tamie na zbiorniku Czorsztyńskim, nasłuchując za puchaczem, szukając słyszanego kolejny raz dzięcioła zielonosiwego, oraz zachwycając się nietoperzami wylatującymi z otworów w murze na nocne łowy.
W trakcie powrotu zaczął padać deszcz - można było wczesniej iść spać ;)

środa, 12 września 2012

12.09.2012 Kierunek Beskid, Pieniny, Bieszczady, Tatry, Dzień V

Cerkiew w Wisłoku Wielkim
Po śniadaniu rozpoczęliśmy powrót na zachód. Powolny i spokojny przejazd przez rejon Beskidu Niskiego przyniósł kilka ciekawych obserwacji, szczególnie że odwiedzaliśmy dolinki leżące na uboczu i niemal zapomniane przez ludzi. Liczne drapole na niebie, a także zimowity jesienne na ziemi czy modliszka?? lecąca nad łąką sprawiły że warto było się nie spieszyć.
Krótki postój w Jaśliskach, gdzie goście oglądali stare drewniane chałupy i uzupełniali prowiant w sklepie, a następnie przez Myscową do głównej drogi. W trakcie lunchu pod Małym Laskiem mieliśmy ciekawą obserwację bocian czarnego, a także prawdopodobnie kurhannika.

W jednej z chałup
w muzeum etnograficznym
Kolejnym przystankiem na naszej trasie było muzeum etnograficzne w Nowym Sączu, gdzie zapoznawaliśmy się z klasycznymi budynkami z regionu z minionych epok. Niektóre z nich były małymi chatkami, a inne sporymi budynkami dworskimi. Część z nich zamieszkana była jeszcze kilkanaście lat temu co budziło wielkie zdziwienie i podziw dla mieszkających w nich ludzi. Z aspektów przyrodniczych - kolejny słyszany dzięciołek zaostrzył nam apetyt na ten gatunek :)


W godzinach wieczornych dotarliśmy do Łapszanki. Mimo kilku prób nasłuchu za sowami w trakcie przejazdu dzisiejszy wieczór zakończyliśmy bez oczekiwanych efektów.

wtorek, 11 września 2012

11.09.2012 Kierunek Beskid, Pieniny, Bieszczady, Tatry, Dzień IV


Rabe o poranku
Dzień czwarty, czas leci szybko no i w sumie co raz to mniej chwil by poznać polską przyrodę. Pamiętając mnogość zwierzyny na łąkach o poranku, postanowiliśmy odwiedzić to samo miejsce raz jeszcze - tym razem autem. Wynik odwiedzin był wielce zaskakujący! mimo takiej samej pogody, tej samej pory dnia w tym samym miejscu nie spotkaliśmy ANI JEDNEGO przedstawiciela zwierzyny płowej. Po dłuższej chwili zachwytu nad dniem budzącym się do życia wróciliśmy na śniadanie.

Samotna kapliczka w lesie
Dziś za cel obraliśmy sobie dzięcioły i salamandry. Aby go zrealizować udaliśmy się do lasu. Pierwsze odwiedzone miejsce - rejon Kiełczawy. Przy przełęczy piękne widoki na wschód i zachód, a potem wejście w las... Ponownie napotkaliśmy dzięcioły czarne, multum dzięciołów dużych czy orzechówek, a pod nogami tropy żubrów i jeleni. Liczyliśmy że może gdzieś przemknie nam jarząbek, ale tym razem szczęście nam nie dopisało.

Po odwiedzinach starej klimatycznej kapliczki z niemal wyschniętym źródełkiem udało się znaleźć "dziczą łaźnię" z ubłoconymi pniami przy kałuży, a także ... dzięcioła białogrzbietego, który pozwolił oglądać się przez dłuuuższą chwilę aż do czasu gdy nasyciliśmy się jego urodą.

ropucha szara
Następnym miejscem które odwiedziliśmy, były rozległe łąki w rejonie dawnej wsi o nazwie Kołonice. Liczyliśmy na więcej drapoli, może na jakiegoś przedniaka, ale niestety, tylko kilka kolejnych myszozłowów.
Na ten wieczór był plan - spotkanie z misiem. Dostaliśmy informację, że jest misia rodzinka która odwiedza pewne poletko łowieckie dość regularnie i że jest znaczna szansa spotkania i obserwowania ich z ambony. Siedzieliśmy, czekaliśmy, ... ale jedynie jeden szpicak, puszczyk oraz głos sóweczki dały się "zaliczyć". Misia jak nie było tak nie było.


Łąki Kiełczawy
Po kolacji ostatnia tego dnia próba "na misia" :) Pojechaliśmy autem znowu w kierunku tychże samych łąk. Na trasie przejazdu dość pospolicie dało się obserwować jelenie (szczególnie łanie z młodymi) , pojedyncze sarny, czy zające. Miejscami z oddali dobiegało ciche porykiwanie jeleni, a nad głowami słychać było huczenie puszczyków. Kiedy dotarliśmy do celu, niemal mogłem zobaczyć łzy w oczach naszych gości, którzy stwierdzili że od lat nie widzieli tak ciemnego i pięknego, pełnego gwiazd nieba.
Odchody niedźwiedzia
Faktycznie, bezksiężycowa noc, a w promieniu kilkunastu kilometrów ani jednego źródła światła. Do tego pojedyncze spadające gwiazdy mogły budzić wzruszenie.

W trakcie drogi powrotnej na ścieżce leżała za to świeżutka, cieplutka, kupa misia, której nie było kiedy jechaliśmy TAM. Czyli minęliśmy się z nim o kilka minut... Coś nie dane nam go spotkać....

poniedziałek, 10 września 2012

10.09.2012 Kierunek Beskid, Pieniny, Bieszczady, Tatry, Dzień III

Następny dzień, następne szanse na ciekawe obserwacje :)

Perłowe ozdoby o poranku
Rozpoczęliśmy dzień wcześnie, nawet bardzo wcześnie, bo już przed godziną 6.00 byliśmy w terenie na spacerze w kierunku przełęczy Żebrak w poszukiwaniu ssaków tych dużych i tych małych :) Kierowaliśmy się aż do polan które odwiedziliśmy pierwszego dnia wieczorem. No i to był słuszny wybór.
U celu czekało na nas prawdziwe zwierzęce bezkrwawe safari. Znaczne ilości saren i jeleni dostarczały wiele radości i były prawdziwą ucztą dla naszych zmysłów, szczególnie że niektóre pozwalały się podejść na kilkanaście metrów. Znów dało się słyszeć głos kontaktowy dzięcioła czarnego, a dodatkowo dzięciołka. Całej scenerii piękna dodawały wspaniałe pajęczyny, przybrane kropelkami wody, w wczesnoporannym słońcu wyglądały niczym z korali pereł. Trudno zapomnieć taki widok. Do tego pokląskwy, orzechówki, sikory, myszołowy... Czas wracać na śniadanie ;) Wszak to dopiero początek dnia!

Cerkiew w Smolniku
Po śniadaniu padła decyzja odnośnie przejazdu na sam kraniec Polski, zwiedzając rejon "wysokich Bieszczad". Podczas przejazdu niemal ciągle towarzyszyły nam obserwacje myszołowów czy kruków. Naszych gości dodatkowo bardzo interesowały elementy starej drewnianej zabudowy, które gdzieniegdzie udało się wypatrzeć przy trasie. Jako że przejeżdżaliśmy tuż obok, postanowiliśmy odwiedzić rejon starej cerkwi w Smolniku, która ma niewątpliwie pięknie wykończone wnętrze. Wokoło cerkwi są pastwiska z wręcz przykładnie wykonanymi ogrodzeniami przeciwko wilkom. Jeśli ktoś chciałby zobaczyć jak zabezpieczać swoje stado - z czystym sumieniem odsyłam właśnie tam.

W tym miejscu pozdrowienia dla dwójki ultra pozytywnych amerykańców na małych rowerkach zwiedzających południowa Polskę.

Bobry przy trasie do źródeł Sanu
W końcu wyruszyliśmy do Tarnawy Niżnej. Jeszcze po drodze zatrzymaliśmy się w poszukiwaniu bobrów w pobliżu ich tam. Co prawda bobrów nie było, ale był za to dzięcioł trójpalczasty, który jakby nie było nie jest częstym gościem w tym terenie. Po dotarciu na miejsce i krótkim lunchu ruszyliśmy na szlak biegnący tuż przy granicy z Ukrainą, już bardzo blisko źródeł Sanu. Piękne tereny, fantastyczna pogoda i niezbyt duży ruch na szlaku sprawił, że aż chciało się iść! Znowu towarzyszyły nam myszołowy i gąsiorki. W kilku miejscach podejmowaliśmy próby wabienia sóweczki, ale bez skutku.

Podczas przejazdu powrotnego do hotelu zatrzymywaliśmy się jeszcze w kilku miejscach szukając wilków, albo innych interesujących nas żyjątek, ale tym razem już nic nie chciało się pojawić.

niedziela, 9 września 2012

09.09.2012 Kierunek Beskid, Pieniny, Bieszczady, Tatry, Dzień II



No i rozpoczął się dzień drugi naszej przyrodniczej wyprawy. Pierwszym celem tego dnia był rejon dawnej wsi Łopienka gdzie w ubiegłym roku napotkać można było 4 niedźwiedzie. Jest to teren po dawnej wsi gdzie aktualnie pozostał tylko stary kościół, odremontowany ze stanu całkowitej ruiny.

Trop niedźwiedzia w błocie
Pierwszym napotkanym ptakiem który chciał z nami współpracować była orzechówka. Wkrótce przyzwyczailiśmy się do ich obecności gdyż ptaki te towarzyszyły nam niemal na każdym kroku. W trakcie wędrówki napotkaliśmy pojedyncze tropy żubra, a w pewnym miejscu także świeże ślady po obecności niedźwiedzia, niestety bez niedźwiedzia. W niemal każdej przydrożnej kałuży udawało się wypatrzeć po kilka kumaków. Punktem docelowym była stara kaplica przy starych łąkach, aktualnie silnie zarastających, gdzie udało się przez dłuższą chwilę obserwować polującego lisa. W końcu po kilku godzinach wróciliśmy do auta i ruszyliśmy dalej.

Żubr bieszczadzki
Kolejnym przystankiem na naszej trasie był rejon Rezerwatu Krywe i starej osady Tworylne. Spacer wiódł nas wąską malowniczą ścieżką nieopodal Sanu. Wszędzie dookoła nas dało się wypatrzeć ślady aktywności żubrów - tropy, odchody, wygnieciona trawa... po prostu czuć było że ONE TU SĄ. Natomiast nas unikały ;) Kiedy dotarliśmy do rejonu Tworylnego nad głową przeleciał nam pierwszy z kluczy żurawi, a chwilę później następne i następne. Ich koncert trwał przez dłuższą chwilę, i kiedy tylko jeden klucz znikał za horyzontem z przeciwnej strony nieba pojawiał się następny i następny. Anglicy byli zachwyceni.

Lato z ptakami odchodzi - Żurawie
Nadszedł czas powrotu, lekko zrezygnowani, gdyż na łąkach nie było ani jednego żubra, niedźwiedzia czy wilka ze spuszczonymi głowami rozpoczęliśmy odwrót. W pewnym momencie po drugiej stronie Sanu dojrzeliśmy 5 pasących się dzikich krów zwanych pospolicie Żubrami. Radości nie było końca, a potęgowały ją odgłosy nieopodal ryczących byków jeleni.

Plan na dzień dzisiejszy został wykonany ;)

W trakcie gdy grupa jadła kolację, ja walczyłem z problemami technicznymi które dotknęły kangurra, ale po interwencji specjalistów, następnego dnia koło południa był już gotów do jazdy :)

sobota, 8 września 2012

08.09.2012 Kierunek Beskid, Pieniny, Bieszczady, Tatry, Dzień I

No i rozpoczęła się wycieczka w ramach Felix Felger Wildlife Tours, która w języku angielskim mogłaby  być sponsorowana literką B, jak Bieszczady, Beskidy, Buzzards (myszołowy), Bison (żubry) i Brown Bear (niedźwiedzie brunatne), a także przez jeszcze kilka liter naszego alfabetu

Zacznijmy jednak od początku - Sobota, 8 września - dzień kiedy spotkaliśmy Jana i Helenę B. którzy przyjechali z odległej Walii by zobaczyć trochę "dzikiej Polski". Kiedy tylko ruszyliśmy z Krakowa, rozpoczęły się rozmowy, które zaowocowały zmianą priorytetów z natura na natura i kultura. No i przyznam szczerze wydaje mi się że osiągnęliśmy pełny sukces.

Po opuszczeniu Krakowa kierowaliśmy się w kierunku południowo-wschodnim po drodze mijając Wieliczkę, Gdów, Nowy Sącz, aż w końcu dotarliśmy do umownej granicy Beskidu Niskiego. Po drodze na trasie udało się wypatrzeć kilka myszołowów (których było mnóstwo na całej trasie naszej wycieczki), gąsiorków, kopciuszków, pustułek i innych pospoliciaków.
Krótka przerwa na lunch w Grybowie pozwoliła podreperować nasze siły, aby z wielką energią móc ruszyć poznawać piękne połemkowskie regiony. Pierwszym miejscem które odwiedziliśmy była Kwiatoń ze swoją zabytkową cerkwią, uznawaną za najpiękniejszą w regionie (i słusznie). Cerkiew ta myślę że może być uznana za stały punkt programu. Przy tejże cerkwi udało się zaobserwować bociana czarnego, niestety - nie widzieli go nasi goście którzy słuchali opowieści przewodnika odnośnie cerkwi.
Kolejnym punktem naszej wycieczki był rejon Magurskiego Parku Narodowego, do którego dojechaliśmy przez rejon Gładyszowa oraz opuszczonych wsi takich jak Czarne, Grab czy Nieznajowa (gdzie udało się nam usłyszeć dzięcioła zielonosiwego oraz ujrzeć ślady działalności bobrów). Podczas przejazdu mieliśmy kilkukrotnie okazję z dosyć bliska obserwować orliki krzykliwe i mnóstwo myszaków. Ilość bezludnej przestrzeni, nieskażonej ręką ludzką okazała się bardzo atrakcyjna dla naszych gości, którzy nie spodziewali się czegoś takiego.
Podążając dalej na wschód w rejonie Moszczańca udało się zaobserwować 3 kukułki, które mimo późnej pory siedziały na drutach w pobliżu drogi. Ponadto na polach udało się zaobserwować na wykoszonym polu znaczną ilość myszołowów oraz orlików.
Chwila przerwy w Komańczy dla obejrzenia cerkwii oraz uzupełnienia prowiantu w lokalnym sklepie, a później ucieczka w dzicz - kierunek Duszatyn, Smolnik, Wola Michowa. Nie ukrywam zaskoczyła mnie skala przebudowy drogi od Rzepedzi przez Duszatyn - z kameralnej drogi z pięknymi jaworami na poboczach stała się jałową "autostradą" odbierając w znacznej mierze klimat tego terenu. Od Woli Michowej został już tylko dziki przejazd do naszego hotelu w miejscowości Bystre nieopodal Baligrodu. W trakcie przejazdu zatrzymaliśmy się jeszcze na polanach w celu rozejrzenia się za ryczącymi bykami, żubrami (widzianymi w rejonie kilka dni wcześniej) czy wilkami. Niestety usłyszeliśmy tylko głos dzięcioła czarnego i białogrzbietego, a z bardzo daleka dobiegły nas ciche porykiwania jeleni. Niemniej wiedzieliśmy że tu wrócimy jeszcze kilka razy, bo miejsce wydało się bardzo obiecujące.
Po kolacji jeszcze chwila czasu wolnego przed kolejnym intensywnym dniem :)

sobota, 1 września 2012

19.08.2012 - 01.09.2012 Obóz przyrodniczo-konny Zaczarowane Wzgórze

No i po turnusie pierwszym przyszedł czas na turnus mój drugi, a ogólnie rzecz ujmując piąty.

W trakcie zajęć
Tym razem uczestniczyła w nim młodsza grupa dzieciaków w wieku od 6 - 12 lat, co sprawiło że zajęcia musiały być dostosowane wyraźnie do nich. Zakres tematyczny był podobny jak na turnusie wcześniejszym, jedynie zakres omawianych zagadnień ulegał zmianie. Tym razem nie było mowy o nocnych spacerach, bo dzieciaki i tak były wymęczone po całym dniu i ciężko było je obudzić, ale podejrzewam że ogółem im się podobało. Chyba najtrudniejszym zadaniem było przekonać je do rozpoczęcia pewnego działania co do którego nie były przekonane, a potem z przyjemnością obserwowało się ich zaangażowanie przy realizacji tematu. Zamiast realizacji nocnych wycieczek trochę więcej uwagi poświęciliśmy obserwacji nocnego nieba, które uchyliło rąbka swoich tajemnic - księżyc w pełni w lunecie wygląda niesamowicie a umiejętność odnalezienia kilku gwiazdozbiorów na niebie dostarczyła wiele satysfakcji.

Turnus V
W każdym razie ten turnus mógł obserwować nadchodzącą jesień - pojawiające się kolory na drzewach oraz  pojedyncze liście zmieniające swoje barwy, każdego dnia bardziej i bardziej i były niewątpliwymi znakami zmian. Brak jerzyków na niebie, co raz mniejsza liczba jaskółek, kołujące w sporych grupach bociany czarne, stada drobnicy ptasiej ciągnące na południe, inny kolor nieba oraz smak powietrza - były odczuwalne przez każdego uczestnika obozu.

Podobnie jak w trakcie poprzedniego turnusu i tym razem była całodzienna wycieczka terenowa. Tym razem nie na wysoką królową Beskidu Wyspowego, ale na dobrze już znaną mi Księżą Górę. Przyrodniczo nie zachwyciła, ale i tak była ciekawym uzupełnieniem obozu. Niestety pogoda była niepewna i nie pozwoliliśmy sobie na dłuższy spacer, ale i tak szczęśliwie trafiliśmy na przerwę w opadach.

Z całą grupą i kadrą
Obóz ten był dla mnie niewątpliwie wielkim doświadczeniem, gdyż nigdy nie pracowałem z dzieciakami w takim wieku. 2 tygodnie walki, zbierania nowych umiejętności i na pewno trudniej było mi przez ten czas przejść, ale dał on równie wiele satysfakcji.

Czego się jeszcze nauczyłem / przypomniałem sobie - jak cudownie się jeździ na koniu, jak fantastycznie można obserwować przyrodę w terenie z końskiego grzbietu - prawie nie uciekające zające, czy sóweczki odzywające się w matecznikach. Tego typu doznania i styl podróżowania w kontekście przyrodniczym - mimo bolącego tyłka - cudowny! :)