środa, 31 października 2012

31.10.2012 Kierunek UK, dzień 8

Alicja przechodzi przez lustro
Wizyta w Guildford kończy zwiedzanie tego regionu w tym czasie... wizyta na zamku, spotkanie z Alicją w krainie czarów przechodzącą przez lustro, ostatnie spojrzenia na stare kamienice, ścieżki rowerowe i strzeżone parkingi dla rowerów, szerokie drogi, przystanie na rzece, śluzy, stare młyny, pastwiska z owcami, brak reklam przy drogach... i niczym ta Alicja przeszła przez lustro do nieco innego świata, tak ja powoli też wracam do Polskiej rzeczywistości. Bez stylowych, jednolitych klimatycznych kamieniczek, miłośników ptaków na taką skalę, zachowanych w dobrym stanie i niezrabowanych zamków... Czas wracać do ruchu prawostronnego... szkoda. Fajny klimat, fajni ludzie nawet i jakoś tak inaczej. Może zaczerpnięte niektóre pomysły uda się przekuć w realizację w Polsce? jestem tego bardzo ciekaw... Byłoby fajnie :) Podróż samolotem zajęła niespełna 2 godziny. Leciał szybko, a nad Krakowem dało się wypatrzeć znicze na Batowicach... idzie Wszystkich Świętych.

wtorek, 30 października 2012

30.10.2012 Kierunek UK, dzień 7

Dzień niemal ostatni... piękna pogoda - w ogrodzie gile i raniuszki, ale dziś czas na dłuższy przejazd...
Wyjazd do Parku Narodowego Nowy Las który w zasadzie ciężko nazwać lasem...

New Forest, tylko gdzie las?
A więc New Forest National Park - jeden ze starszych Parków Narodowych w tym regionie. W sumie na początku po przekroczeniu granic miałem problem by ten las znaleźć. Spore wrzosowiska, gdzieniegdzie fragmenty zadrzewień ze starymi dębami, ale przez kilka pierwszych mil miałem spore wątpliwości... i nawet tu miejscami napotykał się człowiek jadąc na płoty przy drodze i ogrodzenia z siatki. W tym parku największą atrakcją z kuce, które wraz z innymi końmi, osłami, krowami, świniami, owcami hasają sobie po terenie parku i trzeba na nie uważać, bo to one mają pierwszeństwo na drodze. Czego zresztą doświadczyliśmy także w porze wieczornej kiedy prawie taka jedna czarna krowa z odrobiną bieli weszła nam niemal pod koła. Byłoby niewesoło... mogłyby mieć te obroże odblaskowe skoro już chodzą tak bez niczyjej kontroli.

Turystyka konna
W sumie to fajnie wyglądają, takie stwory chodzące beztrosko, ale nie są one zdziczałe. Należą do prywatnych właścicieli z okolicy, każde zwierze ma kolczyk czy obrożę i można je zidentyfikować, a podejrzewam że w zimie są intensywnie dokarmiane. Również i tu udało się wypatrzeć wszechobecne króliki brytyjskie. Ciekawe czy serwują dobrą potrawkę z królika tam na wyspach ? ale rozumiem czemu Tolkien takie danie zaproponował swoim bohaterom ;) Wracając jeszcze do koni - turystyka konna bardzo szeroko rozwinięta i o ile konie mogą wędrować wszędzie (chociaż powinny trzymać się istniejących szlaków) tak ludzie mają chodzić po wyznaczonych ścieżkach - ergo - jadąc na koniu mam większe prawa. Myślę że koniarze powinni to docenić :)

Bentley 007
Gdzieś w odmętach wrzosowisk, kilku strumieni, oraz zatok morskich znajduje się Beaulieu z narodowym muzeum motoryzacji gdzie spotkać można samochody, motocykle, autodomy, automobile z całego zakresu historii... ważne że są to samochody +/- kultowe. Od starych Fordów T, przez Jaguary, Rolce, Bentley'e, przez samochody codziennie użytkowe - mini, po motocykle, samochody wyścigowe czy wyjątkowo w związku z SkyFall ekspozycje dotyczącą samochodów i pojazdów Bonda - z Astonami Martinami (DB S, DB5 i in.), pływającym lotusem Espirt, poduszkowcami, łodziami motorowymi... wymieniać można by też długo. Na zdjęciu samochód Bentley który w zamierzeniu Iana Fleminga miał być typowym samochodem Bonda (opis tego auta jest w Casino Royal). Czasy jednak się zmieniały i zmieniały się auta.

W sąsiedniej ekspozycji można znaleźć pojazdy znane z programu Top Gear - przerobione Fiaty Panda, niezniszczalne Hiluxy, czy przerobioną przyczepę Niewiadów na Sterowiec ;) Summa summarum - park rozrywki w którym można spędzić cały dzień i dłużej.

Kulik wielki
Później już na wybrzeże. Tutaj kamuszniki, kuliki wielkie, sieweczki, piskliwce, rycyki, szlamniki, ostrygojady, bernikle kanadyjskie i obrożne, czajki, mewy...  ogólnie to przefajny zestaw gatunków pasących się na błocie w trakcie odpływu, szukający jakichś małży, krabów czy innych stworów. Do tego dochodzi kamienista plaża z zamkiem pilnującym wejścia do portów. Właściwie takim barbakanem. Niestety nie mieliśmy możliwości zobaczyć niczego dużego wpływającego do portu :(

Daglezje nad czarną wodą
W drodze powrotnej zatrzymaliśmy się jeszcze w środku lasu w miejscu które wydawało się absolutnie ciekawe, bo unikalne w swojej okolicy. Rhinefield Ornamental Road - fragment drogi z niesamowitymi Daglezjami Zielonymi - ok. 50 m wysokości, 1,5 m w pierśnicy, do tego metasekwoje i thuje. Ogromne drzewa w wyjątkowym zgromadzeniu. Ponad to woda w potokach wyglądająca na czarną. Świetne klimatyczne miejsce, które podejrzewam że może mieć jakieś ciekawe korzenie archeologiczne - pozostałości starego muru? cholera wie... ale było to jedno z bardziej intrygujących miejsc z dendrologicznego punktu widzenia. Szkoda tylko że takie małe. :(

poniedziałek, 29 października 2012

29.10.2012 Kierunek UK, dzień 6

Dni lecą szybko, i czasu na zwiedzanie co raz to mniej...

Na wrzosowisku
Dzień zaczął się od zwiedzania wrzosowisk. Taka poranna rozgrzewka. Te wrzosowiska to się tam ciągną faktycznie kilometrami. Niewiele tam ciekawych rzeczy, jakieś grzyby, jakieś pojedyncze ptaki - sikory, zięby, dzięcioły duże... ale co też ciekawego - ponownie infrastruktura i sposób zagospodarowania.
Wpierw infrastruktura - przy parkingu tablica informacyjna z mapką regionu, wyznaczonymi szlakami dla pieszych, rowerzystów, konnych. Informacje na tablicy przybliżają nam plany na wydarzenia organizowane w parku - spacery, konkursy, festyny... a prawie każdy weekend jest zagospodarowany! czasem także działania w tygodniu. Ogromna różnorodność form.
Tablica informacyjna
Do tego tablica jest w bardzo dobrym stanie, a poniżej w schowku dostępne ulotki, z mapkami, zaproszeniami, zdjęciami... Aż dziw że nikt nie zabrał wszystkich, nie zniszczył, nie połamał, nie pomalował... Zazdrość bierze patrząc także na czystość parkingu gdzie nie znajdzie się papierów, folijek, butelek, zużytych prezerwatyw i innych tego typu średnio miłych dla oka rzeczy. Ja się tylko dziwię, czemu Polacy którzy przyjeżdżają na święta, odwiedzają tu znajomych itd nie potrafią zamiast funtów przywieźć takich wzorców. Tego nie jestem w stanie zrozumieć. Warto też dodać że specyficzna jest struktura tego miejsca - nie jest to typowy park, nie jest to obszar stricte leśny. Dziwne, ale fajne bo dające poczucie jakiejś takiej dzikości i naturalności.

Ostrygojad
Później przyszedł czas na wizytę w Chichester. Fajny port w głębi lądu, ale korzyść była jedna - był odpływ, a z niego korzystają ptaki - w ilości przeogromnej. Śpiew kulików wielkich, wołania ostrygojadów, do tego sieweczki, rycyki i inne siewkowce. Ponad to łabędzie, kaczki, kormorany... trzeba by mieć godziny czasu i lunetę - tej nie zabraliśmy, aby to wszystko precyzyjnie przejrzeć. Mogę zaś śmiało powiedzieć że ostrygojady zaczęły mi się przejadać :) duuużo ich tam było. No i był jeszcze jeden gatunek, ale nie ptaka który budził moje zainteresowanie - krab. Co prawda znaleziony przeze mnie był w dobrej kondycji, ale martwy, ale był potwierdzeniem tego że one faktycznie istnieją :)

Makieta willi (lewe skrzydło)
Wiele osób wie że na Wyspach byli rzymianie... ale jak wyglądało ich życie ? tego sobie wyobrażałem do momentu odwiedzin w Rzymskiej Willi... tzn. tym co z niej zostało i co się udało odnaleźć. Kiedy my chodziliśmy w skórach (w cudzysłowie) oni mieli ogrzewanie podłogowe, ogrody z nawadnianiem kapilarnym, mozaiki na podłogach i malowane ściany. Ciekawe czy trawę w ogrodzie kosili...  Nie byłoby w tym nic dziwnego gdyby nie fakt że te dwa światy funkcjonowały niejako obok siebie. Rzymianie nie twierdzili że podbijają wyspy bo nie ma co podbijać, tylko nieśli cywilizację. Do budowy domów sprowadzali materiał nawet  z dzisiejszej Turcji.
w lewym skrzydle...
W tym odwiedzonym miejscu stała Willa zarządcy tego terenu, dosyć bogatego faceta, ale wielkość tej willi przeszła moje najśmielsze oczekiwania. Nie wiem czy gdybym był milionerem albo multimilonerem to czy bym sobie na TAKIE coś mógł pozwolić. W załączeniu przestawiam 2 fotografie - makiety jak wyglądała całość i zdjęcie wnętrza jednego skrzydła które zostało odsłonięte i jest dostępne do zwiedzania. A odkrycie wyszło w sumie przez przypadek przy budowie wodociągu... Ogrom, precyzja, estetyka potrafi zachwycić w dniu dzisiejszym - jakie musiała wywierać wrażenie na tambylcach którzy chcieli coś załatwić u swojego opiekuna ?

Z przyrodniczych rzeczy z tego dnia - spotkanie z berniklami obrożnymi musi być wymienione :) fajne stwory  - strasznie ciemne :)

Na zakończenie dnia udało się jeszcze odwiedzić ogromną katedrę, która zachwyca. Nasze gotyki mogą się schować...a wiek tej cóż... z rozbudowami, ale blisko 1000 lat bez zniszczenia, złupienia itd. Ech...

niedziela, 28 października 2012

28.10.2012 Kierunek UK, dzień 5

Czas na wieżę Babel... rozumianą jako... Londyn.

Wejście na public footpath
Zanim tam dojechaliśmy była jeszcze chwila na spacery w okolicy zamieszkania. To co rzuca się w oczy to tzw. public footpaths czyli publiczne ścieżki piesze. Nie da się na nie wjechać autem, rowerem, motorem, a na niektóre nawet koniem. Prowadzą często kilometrami przecinając publiczne własności - pola, łąki, ogrody... są tam od pokoleń i każdy może po nich chodzić oczywiście dobrze się zachowując. Oznaczone są drogowskazami, ale dobrze by mieć mapę by wiedzieć gdzie się kończy dana ścieżka. Niemniej fajnie że takie ścieżki są jakoś usankcjonowane.

Parlament i Big Ben
No ale czas na stolycę. Mówi się że jest to jedno z najbardziej różnorodnych kulturowo miejsc w Europie. I faktycznie - tyle języków, subkultur, wyznań, różnych strojów ile tam to chyba nie widziałem. Wydaje mi się że te 15 lat temu było jakoś... normalniej? Ciężko stwierdzić. Jak przebiegała wycieczka. Szybkie zwiedzanie rozpoczęliśmy przy London Eye. Wielka konstrukcja stojąca na brzegu Tamizy do której kolejka ciągnie się na godzinę lub dwie. Spacer w kierunku Waterloo bridge, a potem na drugą stronę rzeki.
Tym razem Parlament i Big Ben wydawały się większe niż dawniej, dziwnie tak, bo pamiętam że jak byłem mały to myślałem że BB będzie większy. A tym razem już wydawał się w sam raz.

Drogi na Waterloo bridge
Waterloo bridge - myślę że ten most wymaga specjalnej uwagi z kilku powodów. Pierwszy powód - daje możliwość fajnego spojrzenia na City które rozrasta się w znacznym tempie, a katedra Św. Pawła ginie gdzieś między wieżowcami. Natomiast infrastrukturalnie... most ten ma priorytet dla rowerów - szeroka ścieżka, autobusów - szeroki buspas i samochodów - wąska jedna nitka. To co dla wielu wydaje się utrapieniem tam jest realizowane w całej rozciągłości. Przed skrzyżowaniami miejsca dla rowerów by te miały pierwszeństwo przed samochodami, a parkingi rowerowe w wielu miejscach są objęte monitoringiem i strzeżone.
Bezobsługowa stacja rowerowa
Również system bezobsługowych wypożyczalni rowerów - olbrzymi - wiele stacji dokujących, każda na conajmniej kilkadziesiąt rowerów. I ludzie korzystają z nich baaaaardzo powszechnie co widać na ulicach. W ścisłym centrum tak na prawdę ludzie nie jeżdżą samochodami. Tych jest mało. Przeważają taksówki, rowery, motory/skutery, autobusy. Nie jest to żadną potwarzą by ktoś musiał się przejść czy przejechać do pracy na rowerze. W sumie fajnie że tak to tam wygląda - niemniej trzeba by zabrać tam chyba naszych planistów na trzeźwą wycieczkę by spojrzeli jak rzeczy mogą i powinny działać.

Przed Buckingham Palace
No to lecimy z wycieczką dalej - była szansa na zwiedzenie parlamentu, ale niestety z uwagi na jakiś alarm nie udało się prześlizgnąć do starej części... pewnie wiedzieli że nadchodzę i ogłosili ten alarm. Bez sensu. No ale cóż, przynajmniej wiem gdzie zapadają decyzje w części nowej :) W trakcie zwiedzania Londynu nie mogło oczywiście zabraknąć wizyty pod oknami królowej. Przejście przez Mall st. do Buckingham Palace niemal w barwach narodowych - tyle że powieszonych jakoś dziwnie... pewnie para królewska Maroka po wizycie w Polsce przyjechała na wyspy. Przed pałacem straż pełnią panowie w klasycznych czapach, a chwilę wcześniej przejście przez plac z ministerstwami i strażą konną która to straż się zmieniała. Te zwierzęta tam mają świętą cierpliwość. Ludzie podchodzą, głaszczą, dotykają.. a one stoją niewzruszone. Natomiast w pobliskim parku grasują łabędzie, gęsi tybetańskie, ohary, świstuny, bernikle rdzawoszyje, czernice... w sumie dziwne że TAM nie ma żadnej tablicy z gatunkami ptaków... chociaż nie wykluczone że ktoś to zasugeruje ;) przynajmniej taką dostałem wiadomość :) W takim miejscu aż się prosi by istniała, bo widać wiele osób je dokarmia ale pewnie nie wiedzą co, a wszak ornitologia na wyspach popularna jest.

Diwali na Trafalgarze
Kolejnym odwiedzonym miejscem był Trafalgar Square. Tutaj tego dnia Święto Diwali - indyjskie święto światła... setki lub tysiące hindusów z całego regionu ściągało tam by się bawić, świętować, przeżywać wspólnie. Wpierw pokazy tańców, koncerty zespołów, regionalna kuchnia, a wieczorem wspólna modlitwa, czuwanie przy świetle świec. Indyjki to jednak piękne kobiety są... (to tak z męskiego subiektywnego punktu widzenia). A ich pogodność w tym miejscu udzialała się przekazując dobrą energię odwiedzającym. Ciężko było nie być uśmiechniętym na tym placu.

Tower Bridge
Czas na przejażdżkę double-deckerem w kierunku najstarszej części miejskiej - rejonu Tower i Tower Bridge. Udało się szczęśliwie mieć miejsca z przodu - fajny widok, czysty autobus i przejazd bez korków dzięki wspomnianej już małej liczbie samochodów i buspasom. W CITY widać że budowy toczą się pełną parą, natomiast nie powoduje to jakichś zauważalnych problemów komunikacyjnych. Zanim doszliśmy do wspomnianej twierdzy i mostu odwiedziliśmy pobliski port jachtowy. Idea którą władze Warszawy chciałyby wcielić w życie, ale niektórzy protestują, inni nie wierzą a inni się obawiają. Tu stary port został zrewitalizowany. Jachty morskie, łodzie, katamarany, trimarany warte miliony stoją zacumowane w samym środku miasta w luksusowym porcie otoczonym apartamentowcami. Da się.

Tower of London
Tower - pierwsze wspomnienie z Anglii z roku '94. Kruki dalej kraczą, a budowla ładnie oświetlona. Ma swój majestat i znowu miałem jakieś dziwne wrażenie odnośnie rozmiarów. Nie wiem czemu tym razem wydała mi się większa podobnie zresztą jak Tower Bridge. Strasznie się cieszę że tu dotarłem, bo był to dla mnie pewien symbol. I po wizycie w tym miejscu poczułem się spełnionym :)
Pozostał powrót via Subway czyli metro :) na stację kolejową, gdzie na jednym z 18 peronów czekał na nas pociąg powrotny który bez stuku kół sunął aż nudnie z prędkością blisko 100km/h czego zupełnie się nie czuło. No i dzień z Londynem dobiegł końca. Jak na kilka godzin wydaje mi się że całkiem niezła reminescencja :)

sobota, 27 października 2012

27.10.2012 Kierunek UK, dzień 4

Well well well..... dzień 4ty. Tym razem krótsza notka bo i krótszy trochę dzień był :)

Thursley National Nature Reserve
Na początku taka mała objazdówka - pierwszy cel wizyty, Thursley National Nature Reserve. Czyli bagna :)
Ładne kładki drewniane, świeżutkie, fajne kolory, torfowiska, wrzosy na obrzeżach i miało być pełno kulików wielkich, ale ... było pusto. Ponoć ktoś widział tam drzemlika dzień czy dwa wcześniej, ale najwyraźniej silny wiatr zniechęcał go do aktywności. Niemniej spacerowało się tamtędy bardzo przyjaźnie. Obszar ten, jest obszarem Natury 2000, chociaż co mnie zaskoczyło sieć ta nie jest znana pod tą nazwą w UK. Wymienia się tam obszary specjalnej ochrony/ zainteresowania zarówno ptasie i siedliskowe ale nie znajdzie się nigdzie informacji że jest to Nature 2000 site.

Mała Szkocja
Kolejnym miejscem położonym nieopodal są rozległe wrzosowiska. Obszar będący poligonem, ale udostępniony do ruchu turystycznego, pieszego, konnego... oczywiście poza dniami gdy odbywają się tam strzelania czy inne takie. Wrzosowiska ciągną się kilometrami, a krajobraz lekko pofalowany posłużył jako region do kręcenia fragmentów SkyFall - dla tych co już widzieli - z willą , helikopterami i takimi tam ;) Tymczasem jest on cały pusty i wszystko co było w filmie było oczywiście postawione tam na cele produkcji. Niektórzy podejmują się nawet nazywania tego regionu mianem małej Szkocji. Co zaś do turystyki konnej - takie koniowozy jakie tu, to aż dech zapiera... tiry na 4 konie + autodom, w ilości mnogiej no i liczba osób na koniach - przeogromna! czasem mają nawet większe pozwolenia niż turyści piesi...

Bernikla kanadyjska
Dzień zakończył się odwiedzinami w Guildford - a tam kolejna fajna zabudowa, a do tego bernikle kanadyjskie i białolice. Co jeszcze dało się zauważyć to szczury na ulicach... do tego momentu wypatrzyłem 3 czy 4 czyli więcej niż w Krakowie przez ostatni rok. Jadąc tam do Guildford przejeżdżaliśmy także przez jeden z najstarszych mostów w anglii... tzn. przez nowy postawiony obok starego kamiennego ponieważ kondycja tamtego była już taka że nie da się go remontować dla ruchu samochodowego. pieszy jest dopuszczony. A to wszystko w regionie skąd wywodzi się krykiet. Dwie wsie konkurują o prawo do tej która była pierwsza ;) Dodatkowo warto powiedzieć że nie wolno wierzyć ograniczeniom prędkości na wyspach. Niektóre są bardzo zasadne, inne są chore... 40 mil = 60 km /h w terenie gdzie ścieżka ma 3 m szerokości wije się jak wąż i z obu stron są drzewa, a niektóre zakręty +90stopni. Może auta rajdowe jechałyby tam tyle... ja nie polecam.

piątek, 26 października 2012

26.10.2012 Kierunek UK, dzień 3

morze....
Wybrzeże... nie byłem nad naszym Bałtykiem już dobrą chwilę... A tu taka radocha bo wybrzeże - co prawda Kanału, ale z falami większymi niż u nas ;)  Nad morzem odpływ - nigdy nie widziałem takiego pływu... cóż mało widziałem. Ludzie na kite'ach śmigali w oddali, a przy brzegu resztki falochronów... Zapraszam w takim razie w podróż po nadmorskich miejscowościach nieskalanych wszechobecnym kiczem i kafejkami. Zapraszam do zapoznania się z puntkem programu no. 1 Dungeness

Wnętrze czatowni obserwacyjnej
Rezerwat przyrody Dungeness położony nieopodal malowniczej miejscowości Rye. Będący jednym z częstszych miejsc wizyt ornitologów z okolicy. Nieopodal elektrownia atomowa która nikomu nie przeszkadza. Kiedyś były tu mornele, ale niestety już od dłuższego czasu ich nie ma :( z ptaków ładnych i przyjemnych - płaskonosy - w setkach, zimorodek z 2 metrów z czatowni, czaple nadobne ładnie pozujące...  ale największe chyba zdziwienie zrobiła na mnie infrastruktura... Parę słów o tej - czatownie duże, oszklone, z zasłanianymi oknami, szczelnymi podwójnymi drzwiami, wygodnymi ławkami, bez ani jednego mazia flamastrem na ścianie (Polacy nie dotarli tam jeszcze?) za to z informacjami o gatunkach ptaków występujących w tym miejscu, rysunkami tych że, ulotkami informacyjnymi, zaproszeniami do otwartych wycieczek przyrodniczych itp. Byłem w głębokim szoku, ale ten miał się dopiero pogłębić... po chwili dotarliśmy do centrum edukacyjnego.

Kafejka w centrum edukacyjnym
Centrum edukacyjne wymaga osobnego akapitu - jest parking i jakiś daszek. Na parkingu z 20 samochodów. No i wchodzimy przez przeszklone drzwi i w sumie to momentami nie wiedziałem dokładnie jak się zachować. Tablica taka biała magnetyczna z flamastrami, wypisane gatunki ptaków z dzisiaj, wczoraj no i standardy. Obok mapa (magnetyczna) z magnesami przedstawiającymi gatunki ptaków - po kilka z gatunku (niektóre czekały na brzegu mapy) by można było je umiejscowić tam gdzie dokonana była obserwacja. Przeszliśmy przez hall... w lewej części kawiarenka, z kilkudziesięcioma książkami o ptakach, w pełni przeszklona z 2-3 lunetami (jak się później okazało ogólnodostępnymi), do tego wypożyczalnia sprzętu optycznego i możliwość testowania sprzętu, a także sklep przyrodniczy - kubki, koszulki, naklejki, kartki... wszystko co można wymyśleć  z motywami ornitologicznymi + ziarno, karmniki i kolejne ogólnodostępne lunety...  Marzy mi się by takie coś istniało u nas. Wstęp na ścieżki jest płatny, ale nie ma nikogo kto by to sprawdzał. Podobnie jak z naszymi parkami narodowymi. Etycznie jest zapłacić - opłata jest symboliczna, a więc każdy płaci. Ruch spory, ludzie wymieniają informacje... po prostu bajka. Rzeczy które znałem z teorii przekształcają się w praktykę...

Płaskonosy :)
Do tego na ścieżkach porządek, ławeczki, siedziska przy miejscach gdzie warto ustawić się z lunetą, kosze na śmieci (opróżniane) tablice informacyjne, mapki... słowem czego dusza zapragnie to można dostać przy przemieszczaniu się przez Dungeness. Podejrzewam że przy ładnej pogodzie i okresie silnych przelotów ludzi jest tam na setki, ale miejsce jest na tyle duże że spokojnie może to przyjąć. My zrobiliśmy tylko małą pętle, natomiast duża to kilka godzin chodzenia. No i znowu owce pasące się to tu i tam...

Typowa zabudowa Rye
Następny punkt programu to wizyta w Rye. Malownicze miasteczko które także zaskakuje... kolejne stare budynki z kilkusetletnią historią, zamek broniący portu, cysterna na wodę murowana działająca z historią sięgającą kilkuset lat do tyłu, mało znaków drogowych, zachowany porządek architektoniczny. W sumie to ciężko mi wybrać nawet jedno zdjęcie które mogłoby to prawidłowo ilustrować. Ludzie nauczyli się że historia jest dziedzictwem, tak samo styl zabudowy, oraz to że ta zabudowa do siebie pasuje. Nie znajdziemy tu niepasujących elementów, kolorowych elewacji, zróżnicowanych dachów... nie ma śmieci na ulicy, nikt nie mazia spray'em no i ponownie brak wszechobecnych reklam. A niektóre uliczki mimo że brukowane nie przeszkadzają mieszkańcom którzy jeżdżą po nich swoimi często luksusowymi autami.

Opactwo w Battle
Powrót powolny... przez Hastings. Miejscowość położoną na klifach, na górkach... cóż... drogi kurort przypominający trochę nasz Sopot. Sporo barów, pubów, hoteli i przystani. Widać że tu ludzie przyjeżdżają wypocząć w sposób mniej przyrodniczy. W starej części - klify. Nie takie jak u nas, tylko potężne, skalne, kamieniste i trwające przez setki lat. Było już ciemno i ciężko jest wyrazić ich wielkość ale robiły wrażenie. Później już droga powrotna, przez miejscowość Battle, upamiętniającą nic innego jak bitwę pod Hastings. Na miejscu +/- bitwy opactwo które wygląda bardzo majestatycznie w godzinach nocnych i przy padającym deszczu. W normalne dni część udostępniona turystycznie...

czwartek, 25 października 2012

25.10.2012 Kierunek UK, dzień 2

No i ruszamy na południe... kierunek Arundel - z katedrą, fajnym zamkiem, i tzw. wetland center (o tym dłużej później). Zanim opowiem o tym co było pięknego - o tym co mnie wkurzało tam - wszędzie siatki, płoty, druty kolczaste, ogrodzenia... może ma to jakiś klimat, ale mnie irytowało ;)

Daniele i pojedyncze drzewa
Dzień rozpoczęliśmy od zwiedzania typowego miejsca spacerowego brytyjskiej rodziny - parku. Parki są tu bardzo specyficzne... Pierwsze czego w takim parku jest mało - drzew. Ale jak są to już są znacznych rozmiarów. W tym na przykład kasztany jadalne z olbrzymią ilością pysznych owoców. Drugie zdziwienie - ilość osób z lornetkami, lunetami... w tym parku w trakcie krótkiego spaceru - 2 lunety, 4-5 lornetek a chodziliśmy przez godzinę. Byłem w szoku. No i zobaczyliśmy małą jego część bo powierzchnia tego parku to kilkaset hektarów lub więcej. Co zaś do fauny... w tym były daniele... właściwie to ok. 1000 danieli do których można było podejść na prawdę blisko, a chodzące w stadach po +50 szt. A w jeziorze wpadła mi jeszcze bernikla kanadyjska, którą wcześniej już widziałem, ale pierwszy raz tak dobrze i tak długo i takiej ilości się mogłem poprzyglądać.

Zamek Arundel
W pierwszej kolejności zamek... niezbyt zniszczony przez czas. Widać że nie było tam wielkich wojen, powstań, bombardowań, zaborów, Szwedów i naszej mało rozgarniętej szlachty. Zamek stojący na miejscu dawnego grodziska mający ponad 1000 letnią nieprzerwaną historię, będący wciąż w prywatnych rękach. Zamek z pięknym ogrodem, wieżą z ładnym widokiem udostępniony do zwiedzania... no to się poszło :)
Ciekawe mury, zupełnie inna niż nasza architektura, zachowane systemy bramowe potencjalnie działające, no i najstarsza część czyli centralna wieża z głęboką studnią zapewniającą wodę dla całego zamku w czasie potencjalnego oblężenia. Krótka trasa przez zamek bo nie ma zbyt wiele czasu - wszak tylko kilka dni jestem w tym kraju, a potem do ogrodów. Te zadbane, bez ani jednego papierka, ścieżek na skróty czy innych takich - znowu wzór do naśladowania.
A pod murami w fosie karczowniki, których plan ochrony jest sukcesywnie realizowany i populacja jest stabilna. Do tego języczniki będące u nas rzadkością tam rosną na każdym rogu...

Drogowskaz do wetland center /
więcej szczegółów na ich stronie www
Arundel Wetland Center - Wiele instytucji, miejsc, działa tam na zasadzie fundacji; wsparcia charytatywnego. Ludzie nauczyli się dawać od siebie, bo wiedzą że w jakiejś mierze to do nich wróci. Tu na przykładzie ptaków - WWT (wildlife trust) działający na zasadzie propagowania ochrony ptaków, mający swój parking, swoje centrum, organizujące codzienne wycieczki z przewodnikiem ptasie, udostępniające sprzęt, ulotki... niektóre rzeczy za drobną w ich skali opłatą ale zasadniczo byłem w wielkim szoku. No i ludzie płacą, wspierają... podobnie z dziedzictwem kulturowym. Chronione są parki, stare pałace, dwory... obiekty warte zachowania. Państwo (powiedziano mi) nie jest w stanie samo dobrze zarządzać wszystkim i mieć na wszystko pieniądze a ponieważ warto zachować to przecież sami wspieramy a mamy z tego korzyści - darmowe wejścia (dla członków), zniżki w innych itp. Poza tym to jest modne i każdy to robi. Nauczka dla naszych - jeśli coś organizujemy i zbieramy pieniążki to osoba która płaci musi czuć że dostaje w zamian coś więcej niż tylko satysfakcje. W przypadku takich kwest na cmentarzach - gdyby przy ich okazji organizowana była loteria, albo za wrzucone cn. 50 gr do skrzyneczki byłby dawany tealight o wartości 10 gr, to więcej osób by wrzuciło... tak jak z serduszkiem WOŚP. Coś dostajemy - ale muszą się tego jeszcze nauczyć.

Czekając na płomykówkę
Wieczór zaowocował kolejną ciekawą obserwacją - tym razem poprzedzoną spotkaniem z Mr. Gadułą. Facetowi gęba się nie zamykała, ale sporo człowiek się mógł dowiedzieć. Między innymi że odwiedza to miejsce codziennie, że uszatek błotnych nie widział od 4 dni, że na płomykówkę jeszcze trochę za wcześnie, że wczoraj latała w tej i tamtej okolicy, że najlepszy punkt obserwacji będzie tu i tam. itp. Zasadniczo widać że tych ptasiarzy i miłośników przyrody jest tam wiela. Obyśmy podążali w tym kierunku. No i opłaciło się czekać bo do puli obserwacji zagranicznych wpadła mi płomykówka :) a także Munjack *(munczak) czyli taka mała prawie że sarna :) fajny zwierzak strasznie pokraczny :)

środa, 24 października 2012

24.10.2012 Kierunek UK, dzień 1

Chmury nad Wyspami
Tym razem parę wieści zza granicy... Długa to będzie opowieść w 8 częściach, więc trzeba się przygotować na chwilę czytania, ale może będzie warto. Powinienem pisać na bieżąco ale nie było możliwości, więc teraz czas nadgonić zaległości.... Wyjazd czysto turystyczny do południowej Anglii - cel - przyroda, krajobrazy, ludzie, ptaki... WSZYSTKO.


Stary młyn w tradycyjnym stylu
Na początek - wylot. Wstyd się przyznać ale mój pierwszy lot... Bardziej mnie stresowało przejście przez bramki niż sam wylot. Ten jakoś taki spokojny i przyjazny. Może przez te niektóre doświadczenia z lataniem? kto to wie... po oderwaniu się od ziemii niezbyt dobry widok na Kraków bo ten zginął w chmurach, ale już po chwili niebieskie niebo i biel chmur poniżej. Właściwie zbyt wielu widoków nie było, bo większość była przesłonięta przez chmury. Okno otworzyło się w rejonie granicy Belgii i Niemiec, no a potem piękne chmury przy wlocie nad Wyspy. Widoczki na prawdę przyjazne, na przykład taki cumulonimbus widziany z poziomu 10 000 m :) faaajny :) a potem lądowanie, sprawnie i przyjemnie i jesteśmy na miejscu...

Stary kościół w dobrym stanie
Ostatni raz na wyspach byłem w '97 a wcześniej w '94 więc przeskok spory i taka podróż sentymentalna.
Szereg zaskoczeń, szereg wspomnień. Odnośnie innej flory (ale o tym wkrótce) czy uporządkowanej zabudowy w dosyć jednolitym stylu.
Idźmy zaś w kolejności... czego to ludzie nie wożą na autostradach - nawet domy potrafią przewieźć na lawecie... takie spore domy...

Szara brytyjska wiewiórka
No a na miejscu (rejon między Londynem a wybrzeżem na tzw. wsi) zgodnie ze wspomnieniami... ceglane domki jednolite "ceglaste" dachy, do tego ostrokrzewy, rododendrony, trawy pampasowe, bambusy, palmy i gatunki których określić nie potrafiłem w ilości znacznej. Do tego stare cmentarze z płytami a nie nagrobkami, oraz kościoły datowane na ok 1000-1100 w kondycji bardzo dobrej. Do tego owce i konie na pastwiskach gdzie się nie spojrzy... Całość to w połączeniu z brakiem bilboardów, plakatów i reklam przy drogach stało się moim pierwszym wspomnieniem z tego pobytu tam.

Wieczorny spacer w poszukiwaniu sów i wildlife'a zaowocował +/- 10 puszczykami, 2 sarnami, kilkoma szarymi wiewiórkami (wszak rudych tam nie ma), kilkoma królikami... cóż przyroda (terio i awifauna) może nie jest tam zróżnicowana jak u nas ale ta która jest jest baaaardzo łatwo dostępna. Na koniec dnia wizyta w tradycyjnej, lokalnej, wiejskiej karczmie z fish&chips w gazecie i lokalnym piwem które bogiem a prawdą było trochę wodniste i smakowało trochę zakwasem chlebowym, ale ... ogólnie fajny smak. No i rybka pycha!  Co do gatunków z tego dnia to jeszcze warto dodać że czarnowrony występują pospolicie i dzięcioły zielone w zatrzęsieniu.

poniedziałek, 22 października 2012

22.10.2012 Zajęcia Edukacyjne Czasław

W dniu 22 października w szkole podstawowej w Czasławiu zrealizowane zostały warsztaty edukacyjne o  ptaków, oraz metodach obserwacji i ochrony tych pięknych stworzeń.

W pierwszym warsztacie uczestniczyły dzieci z 1,2,3 klasy szkoły podstawowej. Niewielka grupa bardzo ochoczo wsłuchiwała się w prezentowane treści. Zadawały wiele pytań odnośnie możliwości zostania przyrodnikiem, a także o ptaki, ich wędrówki, zwyczaje i zachowania. Niektóre pytania wywoływały lekki uśmiech na mej twarzy, inne zaś były merytorycznie trudne i przemyślane. 
Po blisko 2 godzinach zapoznania z działaniami oraz sprzętem w warunkach kameralnych wyszliśmy na krótki spacer. W jego trakcie udało się zaobserwować niewiele ptaków... bo jedynie samicę trznadla, ale! Za to udało się pokazać jak ważny jest słuch i ciche zachowanie w trakcie obserwacji. Dookoła nas śpiewały sikory które nie chciały pozować przed lunetą, a z sąsiedniego lasu dobiegało nas głośne skrzeczenie sójek. Możliwości lunety dzieci przetestowały na bocianie białym. Co prawda drewnianym, ale w dobrych proporcjach. Zresztą na początku dzieci myślały że on jest żywy, jednak szybko wytłumaczyliśmy że bociany odlatują w sierpniu i nie ma możliwości spotkania bociana o tej porze, no chyba że w zoo. Niemniej zaskoczeniem było jak dobrze go widać, mimo że jest tak daleko iż normalnie go nie da się wypatrzeć...  

Drugi warsztat prowadzony był dla starszej i liczniejszej grupy – klas 4-5-6. Przebieg działań był podobny. Wpierw teoria i silne zainteresowanie tematem, następnie zajecia praktyczne. Niewątpliwie treści o takim zakresie trochę lepiej docierały do starszej grupy dzieci.

Zajęcia były bardzo przyjemne i przebiegały we wspaniałej atmosferze z silnym wsparciem pań nauczycielek, które wydaje mi się również skorzystały na przekazywanych treściach.

PS. Tego samego dnia, po warsztatach koło godziny 14.00 przebywając w Myślenicach nad głową przeleciał mi bocian biały! O zdarzeniu poinformowałem lokalnych ornitologów.
PPS. W dniu następnym (23.10.2012) w godzinach porannych bocian wylądował na ul. Reja i osłabiony i wyziębiony został złapany przez ornitologów i zabrany w miejsce odosobnienia.

piątek, 19 października 2012

19.10.2012 Warsztaty edukacyjne Łopuszna

Bacówka w złotych liściach schowana
Kolejny dzień warsztatów w Łopusznej... tym razem mniej ptaków i starsza młodzież - gimnazjaliści. Momentami trudno skupić ich uwagę, natomiast jak już się uda ich zainteresować to zajęcia potrafią być bardzo rozwijające. Lekko przerażający jest brak pomysłów na życie dzieciaków w tym wieku, natomiast ochrona przyrody w tym ptaków została pokazana jako pewna ciekawa alternatywa i pomysł nad którym też można i warto się zatrzymać. Podobnie jak dzień wcześniej - zajęcia z lornetkami, lunetami, ale także rozmowa, dyskusje... Jestem przekonany, biorąc pod uwagę miny niektórych oraz pewne zainteresowanie że jakaś część wiedzy do nich dotarła...

Z widokiem na Tatry.... 
Pogoda była wymarzona, a jako że człowiek odespał trochę to można było pójść bez większych przeciwskazań na trochę w Gorce. Czarny szlak idący w kierunku Kiczory był dobrym wyborem. Miejscami trochę stromy, ale... szło się fajnie :) widoki na Tatry, złote liście, hale i stare bacówki... do tego stawiki, ptaki w koronach drzew... po prostu bajka. Nie mogę ukryć że doświadczenia paralotniowe wywarły na mnie piętno i wielce zastanawiam się czy start z jednego miejsca (przeurokliwego) byłby możliwy... trzeba będzie to pewnie kiedyś sprawdzić ;) gdzie wylądować wiem.. to się upewniłem - pytanie tylko czy osiągniemy taką wysokość która bezpiecznie pozwoli przejść nad pewnymi drzewami... ale to pieśń przyszłości :)
Po 2-3 godzinach trzeba było wracać - i tu niespodzianka, na mało uczęszczanej ścieżce znalazłem nóż :) w ładnym stanie, bez grama rdzy, na sznurku z klamrą... ostry i wygodny. Zadbam o niego bo nie wiem jak mógłbym próbować znaleźć właściciela :(

czwartek, 18 października 2012

18.10.2012 Zajęcia edukacyjne Łopuszna

Tatry przed wschodem słońca...
... z Zakopianki
Życie w drodze można by rzec... no i prawdziwie by się rzekło. Tym razem pobudka o 5.00 i w trasę... z działki gdzie chwilę odpoczynku się zażyło do Łopusznej, a tam zajęcia z 4,5,6 klasą szkoły podstawowej. Dzieciakom przekazywałem informacje o ptakach, sposobach ich ochrony i obserwacji. Każdy miał możliwość popatrzeć przez lunetę, lornetkę... zadać pytania odnośnie tej formy spędzania czasu i perspektyw z którymi się to wiąże... Widać było wyraźne zaangażowanie młodych i jest szansa że może kiedyś wyrosną z nich przyrodniki. Chociaż z kilku ;)
Patrząc przez lunety i lornetki widzieliśmy Kwiczoła, Myszołowa, Srokosza, Szpaki, Sroki, Czaple, Sikory, Pliszki... sporo jak na obserwacje na szkolnym podwróku :)

Później chwila z gorczańską przyrodą i powrót bo zmęczenie krótką nocą trzymało... :)

środa, 17 października 2012

17.10.2012 Zajęcia edukacyjne - Przeworsk

Jesienne refleksy
Szczerze mówiąc myślałem że z Balnicy do Przworska jest bliżej, a tu 170km... po spokojnym śniadaniu w deszczu wyruszyć trzeba było z tej oazy spokoju i dotrzeć do celu. Był plan by zahaczyć o jakieś góry, ale czas na to nie pozwolił... Po drodze przestało padać i błękitne niebo wraz z ostrym słońcem pozwoliło cieszyć się widokami i złotymi kolorami na drzewach. 2 spotkania z nauczycielami zajęły sporo czasu w godzinach popołudniowych natomiast były bardzo owocne i myślę że udało się przekazać sporo cennych informacji i uświadomić tych oto pedagogów odnośnie najmłodszej polskiej formy ochrony przyrody.

Po warsztatach przez Rzeszów - Krosno - Gorlice - Zaczarowane Wzgórze na działkę... Sporo gwiazd na niebie, miejscami mgiełka, ale również brak jakichś wyraźnych obserwacji nieopodal.


wtorek, 16 października 2012

16.10.2012 Zajęcia edukacyjne + Balnica

Podobnie jak dzień wcześniej - zajęcia edukacyjne w Sanoku.
Po krótkiej obserwacji miasta muszę przyznać że centrum prezentuje się bardzo atrakcyjnie, a regionalne karczmy serwują na prawdę niezłe jedzenie. W 3 spotkaniach edukacyjnych w dniu dzisiejszym uczestniczyło łącznie ponad 100 osób. Sporo. Natomiast niewąpliwie takie działania potrafią zmęczyć.

Podczas drogi powrotnej jedynie jeden lis mi przebiegł przed maską samochodu, a na polach i łąkach po boku drogi strasznie pusto. Tym razem jednak z uwagi na deszcz nie odważyłem się podjechać autem do samego celu, więc krótki spacer w ciemnościach i padających strugach dostarczył trochę oczyszczenia ;) później rozmowy z gospodarzem, przy ogniu z Luną pod nogami :) W nocy coś znowu wyło ;)

No i wiem że od 8 lutego będę tam pewnie przez jakieś 2 tygodnie :) Jak ktoś chce odpocząć w ciszy i spokoju a dodatakowo czegoś się nauczyć - zapraszam ;)

poniedziałek, 15 października 2012

15.10.2012 Zajęcia edukacyjne Sanok

W dniu 15 października miałem przyjemność prowadzić zajęcia edukacyjne w Sanoku, dla społeczności lokalnych i nauczycieli gdzie opowiadałem im o Naturze 2000, i związanych z nią zagadnieniach - czym jest, dlaczego mamy ją w Polsce, co oznaczając skróty w SDF, jak można realizować ochronę na takim obszarze i czy udział społeczeństwa jest możliwy. To tak w skrócie. Dwa spotkania, po kilka godzin, a to początek tego tygodnia...

Później Bezmiechowa. Pierwszy raz zawiało mnie na tą górkę znaną z paralotniarstwa i szybowców. Może warunki nie były genialne, bo bardzo silnie wiało - o ile szybowce bez problemu wykorzystywały te warunki to paralotniarze czekali na lepszy start. Górka na którą pewnie zdarzy mi się wrócić za rok - ale żeby polatać ;) natomiast jednego nie można jej odjąć - niesamowite widoki na jezioro Solińskie, Bieszczady i o wiele wiele dalej! Dla wszystkich chcących pocieszyć się widokami - zapraszam koniecznie.

Następnie przejazd na Balnicę, gdzie spędziłem 2 noce. Przywitały mnie sóweczki odzywające się tuż przed domem i doniesienia o tym że ostatnio wilki w pobliżu są dosyć aktywne - zarówno przejawia się do głośnym wyciem, jak i świeżymi tropami i odchodami.

Muszę pochwalić kanguromobile - za to że radził sobie całkiem nieźle w Bieszczadzkim błocie :) Jednak mocniejszy silniczek i 4x4 w tej aktualnie posiadanej przeze mnie wersji to duża różnica.

sobota, 13 października 2012

13.10.2012 Brzezowa

Krótki odpoczynek na działce w ramach pomocy jesiennych rodzinie...

natomiast parę rzecz o których trzeba powiedzieć.... jest złota polska jesień - to fakt i pewne jak 2x2. Warto korzystać - ba nawet trzeba. Po lasach grzyby, ale... jest susza. Patrząc na poziom wody w zbiorniku Dobczyckim ogarnia mnie przerażenie... odsłaniają się kolejne stare drogi, fundamenty domów i brakuje co najmniej kilku metrów wody... jeśli ten trend się utrzyma, to sytuacja w nadchodzącym roku może być najdelikatniej mówiąc tragiczna.

Co ponad to - wiewiórki, sikory, raniuszki... tradycyjnie rzec by można ;)

czwartek, 4 października 2012

04.10.2012 Bełchatów - prace przygotowawcze

Tym razem kierunek Bełchatów, a dokładniej Zwałowisko zewnętrzne Szczerców. Droga bez przygód, jedno trzeba jednak przyznać - piękny widok na Tatry z Krakowa i z Jury Krakowsko-Częstochowskiej.

Ortofotomapa i mapa klas wytypowanych
W Sierpniu moja firma wykonała wysokorozdzielcze zdjęcia lotnicze wierzchowiny zwałowiska, a następnie wygenerowano ortofotomapę tejże na bazie której wytypowano miejsca gdzie można było pobrać próbki glebowe w zależności od koloru utworu glebowego widocznego na zdjęciu. Więc pobrano 42 próbki które teraz będą badane pod kątem właściwości fizykochemicznych. Później będzie się szukać korelacji między barwą utworu a jego właściwościami. Kto wie, może uda się wygenerować jakiś ciekawy algorytm ułatwiający pracę w przyszłości ?

Nowy blok energetyczny
858 MW
Później po wierzchowinie odwiedziliśmy poletko doświadczalne katedry ekologii z olszą czarną, szarą i zieloną położone tuż przy składowisku popiołów z elektrowni. Wzrost tych roślin na tym jakże niekorzystnym siedlisku na prawdę zachwyca. Zebraliśmy trochę nasion w celu próby wyhodowania olszy zielonej na własny użytek. Zobaczymy czy skiełkuje. Jestem tego na prawdę ciekaw.

4 październik to także międzynarodowy dzień zwierząt - więc wszystkim zwierzakom wszystkiego najlepszego. Nie zapominajcie o małych przyjaciołach :)

środa, 3 października 2012

03.10.2012 Osiek - Grzybów

Droga do Grzybowa i z powrotem w pogodzie "barowej" ale za to co mogę powiedzieć - sezon na Dynię rozpoczęty ;) Nie wiem z czym i jak przyrządzać dynie, ale przy drodze tuż za Krakowem a przed Koszycami pełne pobocza dyń. Nie dość że ładnie wyglądają, to ponoć zdrowe.

Co do przyrody - wszystko się pochowało, ludzie jedynie pieczarki zbierają, gdzieniegdzie myszołów na drzewie, a przy stawach w Słupi - sporo ptaków, głównie kaczki, do tego czaple siwe, trochę mew.. ale nie było warunków do lepszego przeglądu...

Jutro do Bełchatowa

poniedziałek, 1 października 2012

30.09.2012 / 01.10.2012 Droga powrotna

Wczorajszo-dzisiejsza droga powrotna przyniosła sporo obserwacji... Może nie rozpisując się super konkretnie ile i gdzie, ale multum łań z młodymi, pojedyncze byczki w tym jeden ósmak / dziesiątak który nie chciał zejść z drogi, borsuk żerujący niemal na poboczu, dwie kuny biegające po liniach telefonicznych, polująca uszatka, czatujący puszczyk, sarny no i lisy w tym jeden z kurą w pysku. Jak na 250km to wydaje mi się że wynik zacny :) a tymczasem 2 dni w Krakowie, aż do środy ;)