wtorek, 25 grudnia 2012

25.12.2012 Okołoświąteczne spacery cz.3


Kolejny dzień w rejonie Krakowa :) Rodzina zażyczyła sobie wycieczki dla nich i psa, niezbyt długiej, ciekawej i najlepiej by jeszcze coś fajnego dało się zobaczyć. Skrzywienie zawodowe miało oczywiście silny wpływ na wybór miejsca docelowego. Padło na długo nieodwiedzane przeze mnie Łączany. Stopień wodny położony kawałek za Czernichowem, gdzie w okresie zimowym często występują znaczne koncentracje ptaków. Pamiętam jak kilka lat temu oglądałem tam i łabędzie krzykliwe i gągoły i rożeńce... zasadniczo wspomnienia były bardzo silne i zdecydowanie pozytywne. Tym razem jednak mgła popsuła nam te plany. O ile wędrowaliśmy ścieżką po wale, to ptaków nie udało się zbytnio wypatrzeć, gdyż widoczność ograniczona była do kilkudziesięciu metrów, lokalnie dało się zajrzeć dalej. Ogólnie udało się zobaczyć parę krzyżówek, kormorany – w tym jeden który na naszych oczach połykał jakąś dużą rybę, śmieszki i myszołowy nad polami... Szczęśliwie nieopodal wału przebiegła jeszcze sarna i szarak które świetnie dało się obserwować w lornetce.
Wracając niejako po drodze zatrzymaliśmy się naprzeciw klasztoru w Tyńcu. Tu też kormorany królowały z łabędziami niemymi czy krzyżówkami, ale dodatkowo udało się przyjrzeć kilku gągołom. Niewątpliwie jednak pejzaż Tyńca we mgle z niskim zimowym słońcem ma coś w sobie...

niedziela, 23 grudnia 2012

23.12.2012 Okołoświąteczne spacery cz.2


Przebywanie na miejscu w Krakowie ma też swoje zalety – są nimi na przykład możliwość przejścia się nad Wisłą w celu odczytywania obrączek u łabędzi i mew które tam w okresie zimowym przebywają. Czasem zdarzają się naprawdę ciekawe odczyty które dzięki dość nowej aplikacji POLRingowej można szybko zweryfikować. Wystarczy przeczytać numer obrączki, zalogować się na stronie, a potem wypełnić formularz a już po kilku godzinach znamy całą historię tego ptaka. I tak można dowiedzieć się że niektóre mewy przyleciały z bałkanów, inne z dalekiej ukrainy... do tego łabędzie które od kilkunastu lat pojawiają się pod Wawelem. W tym roku na Wiśle brakło mi trochę ciekawych kaczek – przynajmniej ja nie zauważyłem – ale za to można było przy odrobinie szczęścia podziwiać nury czarnoszyje z niezbyt dużych odległości. Zachęcam do spacerów nad Wisłę, nie tylko zimą, i zabierania ze sobą lornetki.
Myślę że w tym miejscu warto jeszcze dodać coś na temat dokarmiania łabędzi. O ile chcemy faktycznie pomóc tym pięknym ptakom to nie dawajmy im chleba, a jeśli już to bardzo rozdrobniony. Zapomnijmy o wszystkich sztukach pieczywa z solą czy przyprawami (resztki ze stołu) gdyż gospodarka wodna u ptaków działa inaczej niż u nas. Gdyby ktoś jednak prawdziwie chciał pomóc to polecam mieszanki ziaren wysypywane w miejscach gdzie taki ptak może spokojnie dojść, a przy okazji ziarno to nie zamoknie bardzo szybko. Takie dokarmianie na pewno nie spowoduje żadnej szkody u ptaków.

sobota, 22 grudnia 2012

22.12.2012 Okołoświąteczne spacery cz.1

Zbliżają się Święta, czas rodzinnej atmosfery, siedzenia na miejscu i pojednania. W takich chwilach warto również rozejrzeć się dookoła na otaczającą nas przyrodę. Tego dnia wyruszyliśmy na spacer po myślenickim Zarabiu. Trzeba było się przyjrzeć temu co w wodzie i na wodzie żyje. Pogoda sprzyjała, lekki mróz który skuł znaczną część rzeki pozwalał poszukiwać tropów. Szczerze liczyłem na spotkanie z wydrą, a tu tylko ślady po aktywności bobrów na brzegu rzeki, pluszcze na dolnym jazie, ale klejnotem w koronie był właśnie ptak-klejnot czyli zimorodek. Pięknie pozował do zdjęć. Co prawda po drugiej stronie rzeki, ale dzięki lunecie był jak na wyciągnięcie ręki. Śliczny ptak i oby jego obserwacje przydarzały się częściej w nadchodzącym 2013 roku.

sobota, 15 grudnia 2012

15.12.2012 Warsztaty edukacyjne w schronisku PTTK na Luboniu Wielkim


Były warsztaty na Kudłaczach to przyszedł także czas na Luboń. Pogoda znowu nie była po naszej stronie – śnieg z deszczem i wiatr u podstawy góry, a potem śnieg i wiatr. Gdy dotarliśmy do schroniska było już tam kilka osób które chciały wysłuchać trochę na temat ptaków, metod ich obserwacji i sposobów ich ochrony. Planowane wyjście w teren w poszukiwaniu sóweczki nie było możliwe z uwagi na silny wiatr zagłuszający wszystko, ale i tak nastroje były odpowiednie :)
Część osób zdecydowała się zostać w schronisku na noc, my zaś ruszyliśmy na dół. A tu niespodzianka, bo zaledwie kilkadziesiąt metrów od schroniska napotkaliśmy świeże tropy rysia... musiał tam być dosłownie kilka minut temu. Niestety z powodu braku rakiet oraz niepewnego stanu akumulatorów w latarce trzeba było odpuścić i mimo chęci nie podążyłem jego śladem...  

czwartek, 13 grudnia 2012

13.12.2012 Warsztaty edukacyjne + Zbiornik Dobczycki

Jeszcze jeden i jeszcze raz, chciałoby się zaśpiewać biorąc pod uwagę kolejne realizowane warsztaty w gimnazjum w Myślenicach. Spotkanie z klasą trzecią. To co mnie zasmuciło, to fakt, że młodzież nie ma pomysłu na to kim chciałaby być w przyszłości. Czasem pojawiają się osoby mające wizję, ale w większości – tej wizji brak. Dziś podjąłem próby przekonywania że nauka na temat ptaków, zdobywanie umiejętności ich rozpoznawania, a także wiedza odnośnie drzew, krzewów lasów może być przydatna w dorosłym życiu. Starałem się pokazać, że przyrodnik to pasja, ale również sposób na ciekawe życie. Kto wie, może po dzisiejszym spotkaniu poświęconemu przede wszystkim ptakom, ktoś stwierdzi że chce być przyrodnikiem? Przewodnikiem? Leśnikiem? Myślenice przecież stwarzają ogromne możliwości jeśli chodzi o poznawanie przyrody... Coś zasiano, a czy trafiło na podatny grunt? Może w przyszłości się przekonam :)


Po warsztatach udałem się nad zbiornik Dobczycki by sprawdzić czy nie ma tam przez przypadek jakichś ciekawych ptaków – szaleństwa nie było. Stado kaczek, do tego kilka uhli, które oko ucieszyły, przelatujący bielik, grubodzioby, czy łabędzie nieme. Liczyłem co prawda na spotkanie z bielaczkiem czy nurami, ale tym razem szczęście nie dopisało. Czasem nawet krótkie obserwacje mogą przynieść coś ciekawego :)

poniedziałek, 10 grudnia 2012

10.12.2012 - 12.12.2012 wyjazd ogólnoturystyczny Rzym - dzień 1


Krótki wyjazd ogólnoturystyczny, ale wart wspomnienia. W pierwszej kolejności by podkreślić możliwość uzyskania tanich przelotów między miastami w Europie za dosłownie kilkadziesiąt złotych w obie strony – za to możliwości znaczne.
Tym razem padło na Rzym. No i w skrócie trzeba zamieścić takie oto podsumowanie:
Jest to duże miasto, ale pierwsze co się rzuca w oczy to – śmieci, a na tuż dalszym planie ogólny chaos komunikacyjny. Każdy na drogach jeździ jak chce – do tego ogromna ilość skuterów i motocykli sprawia że trzeba mieć oczy dookoła głowy, a po powrocie obserwacja samochodów na ulicach np. Krakowa przynosi uczucie ulgi i spokoju... ale skupmy się może na treściach najważniejszych – zabytki i przyroda.
Zabytki są ogromne! Jadąc tam miałem świadomość że znajdę tam ogromne pomniki potęgi starożytnego Rzymu, ale to co spotkałem przerosło moje oczekiwania. Rozmach, wielkość i zagęszczenie obiektów przyprawiało o zawrót głowy. Piękne Coloseum, Palatyn, Forum Romanum, Panteon, łuki triumfalne, fontanny, … i to ciągłe przenikanie się historii z teraźniejszością. Naprawdę trzeba to zobaczyć by to zrozumieć i poczuć wielkość tego miasta.

Przyrodniczo pierwszy dzień zaskoczył mnie palmami – które rosną to tu to tam, różnorodnością gatunków drzew, z czego część widziałem pierwszy raz w życiu, ciekawym pokrojem sosen, a do tego mandarynkami (niezbyt smaczne mimo że teoretycznie dojrzałe) czy papugami – krążącymi nad Palatynem i Forum Romanum skrzecząc niemiłosiernie. Z ptaków – najbardziej zauważalne były chyba jednak mewy krążące nad miastem, ale co się dziwić, skoro tylko 50km dzieliło nas od morza.

Dzień drugi poświęcony był na dalsze wędrówki Rzymsko-Watykańskie. Kiedy u nas atak zimy, to tam ciepło, słonecznie i radośnie. Kolejne zaskoczenia związane z wielkością obiektów, testowanie pizzy, spaghetti, kawy w przydrożnej kawiarence... kosztowanie tamtejszego życia :) No i znowu zdecydowanie intensywnie, ale skoro jesteśmy tylko te kilkadziesiąt godzin, to trzeba wykorzystać je maksymalnie. Pod koniec dnia nogi nam wchodziły... ale przynajmniej udało się przejrzeć bazyliki – których rozmiary zdecydowanie silnie oddziałują na człowieka. Dodatkowy spacer Via Appia Antica która ma tysiące lat a ma lepszą jakość niż znaczna część dróg w Polsce...

Po tych godzinach w wiecznym mieście przyszedł czas powrotu do polskiej rzeczywistości. Wyjazd z miasta o 4 rano, a potem przelot nad górami dostarczył fajnych wrażeń estetycznych, a później cóż... witaj zimo :)

sobota, 8 grudnia 2012

8.12.2012 Warsztaty edukacyjne na Kudłaczach


Z edukacją warto wyjść poza szkoły czy placówki i tym razem postanowiłem przeprowadzić pewne działania edukacyjne w schronisku górskim na Kudłaczach. (http://kudlacze.pttk.pl/) Frekwencja może nie była powalająca, ale pewnie było to spowodowane pogodą – nastąpił opad śniegu, oraz był mróz który ponoć przestraszył grupę harcerzy która miała dotrzeć. No szkoda, a więc kameralnie, ale przyjaźnie zrealizowaliśmy warsztaty. Rozmowa toczyła się na temat ptaków które występują w najbliższej okolicy, tego jakie są ich zwyczaje, oraz tego co jest potrzebne by je sprawnie obserwować.
Gospodarz schroniska – myśliwy z wieloletnim stażem dzielił się również swoimi wrażeniami i obserwacjami. Po spotkaniu wywiązała się ciekawa dyskusja, a że niebo było wygwieżdżone to sprawdziliśmy że luneta może służyć nie tylko obserwacjom ptasim ale także astronomicznym – szczęśliwie udało się przyglądnąć jowiszowi wraz z jego księżycami. Po warsztatach wszyscy rozjechali się w swoje strony.

środa, 5 grudnia 2012

5.12.2012 Warsztaty edukacyjne


Ponownie w Myślenicach w gimnazjum numer 2 z przedostatnimi już w tym miejscu warsztatami o tematyce ptasiej. Było... ciekawie. Jednak c młodzież to młodzież, a nie wszystkich gimnazjalistów wypada wrzucać do przysłowiowego jednego worka. Znajdują się czasem i tacy, których wspominać będziemy długo – z uwagi na ich zaangażowanie oraz pozytywne podejście do tematu. Co prawda zdarzały się wpadki typu – ptak ma sierść, ale... poszły w zapomnienie w kontekście pozytywnego wydźwięku całego spotkania. Oby częściej współpracować z taką młodzieżą.

niedziela, 2 grudnia 2012

2.12.2012 Warsztaty edukacyjne Zaczarowane Wzgórze


No i przyszedł czas na warsztaty na Zaczarowanym Wzgórzu – tym razem nie dość że przyrodniczo o ptakach to jeszcze ze spotkaniem ze Świętym Mikołajem – wszak Mikołajki już blisko :) Zadaniem dla dzieciaków było wykonanie karmników dla ptasich przyjaciół. Wpierw edukowały się na temat tego jak można pomagać ptakom, co ptaki jedzą, a później – razem stworzyliśmy karmniki dla naszych skrzydlatych przyjaciół. Nie zabrakło narzekania na ręce ubrudzone smalcem, ale skoro w nagrodę Mikołaj ma przynieść prezenty – to trzeba robić. Do tego każde dziecko miało możliwość potrenowania swoich umiejętności posługiwania się lornetką czy lunetą.  

sobota, 1 grudnia 2012

1.12.2012 Zjazd Małopolskiego Towarzystwa Ornitologicznego MTO


Po ubiegłotygodniowym spotkaniu z ornitologami na rubieżach wschodnich przyszedł czas na spotkanie w Małopolsce. Było... inaczej.
Różnice można byłoby mnożyć – sztywna atmosfera, ograniczony czas na rozmowę i dyskusje po prezentacji tematów, średnia wieku uczestników, brak pomysłów na przyszłość... Ogólnie to posiedzieliśmy, posłuchaliśmy ale … po spotkaniu sprzed tygodnia to smutno było to oglądać. Jestem ciekaw jak sytuacja będzie się rozwijać, czy pan dr. Damian W. przekaże władzę młodym, czy kiedyś uda się reaktywować to prężnie niegdyś działające Towarzystwo? Na razie brak ku temu zarówno chęci wśród starszych członków jak i brak umiejętności skuszenia młodych by zaczęli coś zmieniać i pokazania – że jest to możliwe, a przecież tyle można by zrobić – wycieczki ornitologiczne dla Krakowian, regularne prelekcje, podłączenie się intensywnie pod akcje Karmnik organizacja jakiegoś projektu skupiającego młodych którzy mogliby się wykazać i zdobyć doświadczenie – np. coś z sowami czy drapolami... Ech....

piątek, 30 listopada 2012

30.11.2012 Warsztaty edukacyjne

w Wieliczce
Tym razem warsztaty poświęcone były sieci ochrony przyrody Natura 2000, a odbyły się w Wieliczce. W spotkaniu tym uczestniczyli głównie nauczyciele którzy na co dzień mają możliwość podejmowania edukacji dzieci i młodzieży, a moim zadaniem było tradycyjnie przekonanie ich że dany temat jest ważny i warto poświęcić mu czas na lekcjach. Co więcej wiele osób nie do końca wiedziało czym jest Natura 2000 i miało problemy ze znalezieniem jej w okolicy, a przecież odległa o kilka kilometrów Puszcza Niepołomicka jest takim obszarem. Miejmy nadzieję że coś zapamiętali :)

środa, 28 listopada 2012

28.11.2012 Warsztaty edukacyjne

na warsztatach
Kolejne z warsztatów edukacyjnych na temat ptaków występujących w Karpatach – dotarły tym razem pod dach gimnazjum w Myślenicach. Młodzież w ramach kilku spotkań uczyła się jak posługiwać się lornetką, luneta, oraz do czego wiedza o ptakach może być przydatna w przyszłości. Niektóre aspekty wyraźnie ich zaskoczyły, a po warsztatach kilka osób podjęło próby kontaktu ze mną odnośnie przekazywanych treści, więc może kogoś udało się zarazić tym tematem :)

poniedziałek, 26 listopada 2012

23.11.2012 - 25.11.2012 Jesienny Zjazd LTO oczami Małopolanina

Przyszedł czas na kolejny Zjazd Lubelskiego Towarzystwa Ornitologicznego czy jak kto woli LTO. Bazując na swoich poprzednich doświadczeniach wiedziałem, że trzeba przekonać i zabrać ze sobą osoby, które poczują klimat, poznają ludzi a także chętnie skorzystają z wykładów. W ten oto sposób silna grupa małopolska wyruszyła na podbój lubelszczyzny. Co prawda myśmy ich nie podbili, ale za to oni podbili nasze serca i umysły.

Zaczęło się od przejazdu w kierunku Zwierzyńca. Droga nam się lekko przeciągała ale mijała w pozytywnej atmosferze przerywanej krótkimi postojami. Po osiągnięciu celu rozpoczęły się krótkie przyrodników rozmowy. Co prawda w trakcie przejazdu zaobserwowaliśmy tylko kilka saren, ale tym razem nie przeszkadzało nam to zbytnio. Czas zebrać trochę sił na najbliższe dni i godziny, które będą intensywne.

Poranek przywitał nas średnią pogodą i mgłą, ale ta w wykładach zbytnio nie przeszkadzała. Po dotarciu do budynku RPN "Biały Słup" zasiedliśmy na sali w której panowała od samego początku sympatyczna atmosfera i wsłuchaliśmy się w wykłady. O sztucznych gniazdach (na przykład w wiadrach), o rozpoznawaniu wróblaków - nie nazywajmy ptaka, ale opiszmy go jak wygląda, o kolizjach z samolotami, o bączku, o rzadkościach lubelszczyzny, rozpoznawaniu błotniaków... Dla każdego coś dobrego. Moim prywatnym faworytem (z uwagi na działania edukacyjne) był właśnie wykład Michała Skakuja o drobnicy.
Nie brakło radosnych komentarzy odnośnie 6 szpaków czy jednego bociana mogących strącić samolot pasażerski (czym jest bocian w porównaniu z brzozą ?).

W przerwach między wykładami radosne przyrodników rozmowy, wymiany uśmiechów, uścisków dłoni, wiadomości ornitologicznych i serdeczne "co tam u Was"?, możliwość przypomnienia sobie niektórych twarzy czy poznania na żywo pewnych osób znanych ze środowiska netowego. Do tego sklepik z koszulkami, kubkami, publikacjami czy książkami z których część była dostępna dla każdego uczestnika Zjazdu, a część wymagała  drobnej opłaty. W chwilach wolnych możliwe były krótkie wyjścia w teren by popatrzeć co w drzewach piszczy. My jeszcze odwiedziliśmy stawy Echo - ale tam tylko 5 czapli siwych i jeden myszołów - czyli tzw. pustki.

Kolejnym miłym zaskoczeniem był wspaniały catering dla uczestników zjazdu. Nie dość że pyszny obiad, to później szwedzki stół aż do świtu z którego wszyscy mogli korzystać - szczególnie w trakcie gdy zaczęły się radosne i swobodne wieczorne przyrodników rozmowy. Kuluarowe działania ciągnęły się do świtu, przerywane tańcami i skakańcami. Trochę co prawda muzycznie było słabo, ale i tak można było się wybawić, co dodatkowo poprawiło atmosferę. Chyba największym tanecznym wydarzeniem było odtańczenie poloneza przez kilkudziesięciu uczestników zjazdu w spontaniczny, nieprzygotowany sposób, ale zgodnie z zasadami tego tańca (przynajmniej przybliżonymi) ;)

Poranek dla niektórych ciężki, dla innych lżejszy przerodził się w wyjazd na zbiornik Nielisz - tam wśród setek krzyżówek dało się wypatrzeć samicę Ohara, a później jeszcze kilka nurów czarnoszyich. Po drodze na gnieździe dało się wypatrzeć jeszcze bociana białego. Do tego pojedyncze obserwacje myszołowów, wróblaków, sikor a także prawdopodobnie nory chomika europejskiego przy polu kukurydzy. Ciągle z pełnym uśmiechem ruszyliśmy w dalszą trasę - do Zoo w Zamościu, gdzie mieliśmy niewątpliwą przyjemność zobaczyć jak taki obiekt funkcjonuje od kuchni - karmiąc mączniakami surykatki czy stojąc twarzą w twarz z tygrysem czując na sobie jego oddech, o lwach traktujących nas jak potencjalną przekąskę niewspominając. Do tego spotkanie z wyjątkowymi gadami, płazami czy puchaczami dającymi koncert. Udane przyrodnicze zakończenie dnia. Później już tylko droga powrotna by w środku nocy zakończyć ten wyjazd.

Wielkie brawa dla organizatorów zjazdu i całego LTO.. niemniej w kontekście tak dobrze zorganizowanego zjazdu - przyszłotygodniowy MTO będzie ledwie cieniem i nie spodziewam się nawet drobnej części tak pozytywnych wspomnień jak z tego zjazdu.

Ciężko całą relację ze wszystkimi niuansami ująć w takim krótkim tekście, ale jedno mogę powiedzieć śmiało - jeśli ktoś chce się czegoś nauczyć, zobaczyć jak powinien wyglądać zjazd przyrodniczy i poznać wielu fantastycznych ludzi to zjazd LTO jest najlepszą ku temu możliwością.

A ja dziękuje wszystkim dzięki którym zjazd mógł się odbyć a którego przebieg był tak wspaniały!

poniedziałek, 19 listopada 2012

19.11.2012 Warsztaty edukacyjne

W trakcie spotkania
Kolejne z cyklu warsztatów tym razem w Myślenickim Sokole. Kolejna grupa młodzieży mogła zapoznać się z tajnikami metod prowadzenia obserwacji ornitologicznych. Dla wielu uczestników było to oczywiście pierwsze spotkanie z taką tematyką, ale co mnie bardzo ucieszyło - garstka dzieciaków z pełnym przejęciem słuchała, zadawała pytania, ba! nawet została po warsztatach przez kolejne pół godziny rozmawiając o tym jak obserwacje prowadzić, od czego zacząć, kto może pomóc. Tym samym potwierdziło to wartość takich działań edukacyjnych prowadzonych wśród młodych ludzi którzy jeszcze nie mają stałego planu na życie i ciągle poszukują alternatywy.

niedziela, 18 listopada 2012

18.11.2012 Spacer nadwiślański

Nowa odsłona kanguromobilu
W obliczu weekendu trzeba zabrać czasem psa i przejść się z nim po okolicy. W myśl tego działania padło na wały wiślane w rejonie Azylu i ogródków działkowych. Tam też przyszła mi do głowy pewna inicjatywa, którą mam nadzieję uda się wprowadzić w życie albo jeszcze tej zimy, albo przyszłej - otwartych wycieczek przyrodniczo-ornitologicznych dla krakowian wpierw jednak trzeba się do takiego projektu przygotować.

Tym razem jednak krótki indywidualny spacer zaowocował sporym bogactwem ptasim (na kilkanaście minut chodzenia) - grubodzioby (które chyba cieszyły najbardziej), sikory, dzięcioły, pełzacze, krzyżówki, cyraneczki, kormorany... Do tego tropy jeleni, saren, zajęcy, ślady aktywności bobrów... jak na 30 minut tuż pod miastem - całkiem całkiem :)

Polecam świadome spacery, a o otwartych wycieczkach jeszcze napiszę :)

Do tego kanguromobil zyskał nowe oblicze - od dziś możecie oglądać go z pierwszymi reklamami :)

sobota, 17 listopada 2012

17.11.2012 Piękne nieczyste powietrze...

Trochę magicznie 10 minut od centrum
Od kilku dni w komunikatach słychać o tragicznej jakości powietrza w Krakowie, o tym że jest wysokie zapylenie, a warunki atmosferyczne sprzyjają powstawaniu smogu nad miastem. Warunki atmosferyczne o których mowa to silne zamglenia które paraliżują ruch na lotniskach i często utrzymują się do późnych godzin popołudniowych. Mówi się że nie powinno się wtedy chodzić po ulicach, ale... można za to pójść na spacer na przykład do lasu na obrzeżach miasta - Lasu Wolskiego, w okolice zoo. Tam też jest mgła, ale powietrze już trochę lepsze, a taka mgła sprawia że las który przeważnie dobrze znamy i który nas tak na prawdę nie zachwyca wygląda zupełnie inaczej. Nabiera mistycyzmu, tajemniczości i chodzenie po nim dostarcza nowych emocji. Polecam serdecznie takie doświadczenie i chociażby weekendowe spacery z lornetką i najbliższymi. Z przyrodniczych spraw pokazały się w lasku dzięcioły duże, sarny, kowaliki... w sumie nic wielkiego, ale zawsze miło na takich stworach zawiesić oko.

wtorek, 13 listopada 2012

13.11.2012 KWB Bełchatów, próbki

Zabawa w piaskownicy
KWB Bełchatów
Próbki, próbeczki... kolejny dzień pobierania próbek glebowych na wierzchowinie Zwałowiska Szczerców. Tym razem pogoda dopisała i udało się pobrać wszystkie brakujące elementy. Teraz czas na analizy glebowe w laboratorium które pozwolą nam uzyskać informację o tym czego i ile jest w ziemii na górze, bo ziemia ziemii nie równa. Na czas najbliższy nie są planowane żadne wyjazdy TAM, ale pewnie na wiosnę znowu coś się tam będzie działo.
Podróż minęła bez problemów, ale i bez ciekawych obserwacji :( a szkoda...

poniedziałek, 12 listopada 2012

Pomysł na zimę

Szanowni czytający pragnę poinformować, że w najbliższym czasie wprowadzona zostanie jedna nowa formuła. Poza relacjami z wyjazdów i działań przyrodniczych na blogu pojawiać się będą informacje przyrodnicze będące niejako odpowiedzią na zapytania z których widzę wejścia na bloga. Coś o infrastrukturze sprzajającej turystyce przyrodniczej, trochę o rozpoznawaniu tropów itp. Zobaczymy jak sprawdzę się w pisaniu takich samouczków. Coś nowego, ale myślę że sprostam zadaniu :)

niedziela, 11 listopada 2012

11.11.2012 Dzień Niepodległości

Widok z zamku Ryterskiego
Niektórzy świętują idąc w marszach, inni palą flagi, a my wyruszyliśmy na objazdową wycieczkę - Stary Sącz, Rytro, Piwniczna, Krynica Zdrój i powrót.

W wyjeździe przeszkadzał trochę silny wiatr który szczególnie w rejonie Sącza dał się we znaki... Powiem w skrócie - było przyjemnie. Stary Sącz - klasztor, rynek, pola papieskie...  Rytro - odbudowywany zamek Ryterski - w sumie ładnie im to idzie, ale pracy jeszcze ogromna ilość potrzebna. Krynica Zdrój - deptak, pijalnia, park zdrojowy... w sumie taka wycieczka jaką czasem prowadzi się dla standardowych turystów :)

W Parku Zdrojowym w Krynicy
Przyrodniczo - niewiele. Kilka czapli na Popradzie, mewy białogłowe, a w parku zdrojowym krzyżówki, łabędzie nieme, bernikle, gęsi tybetańskie i kazarki. Do tego kilka pełzaczy i tyle :( Niewiele, ale to nie ten profil wycieczki na dziś :) Pięknie natomiast prezentowały się złote modrzewie na tle lasów bez liści. Godne zachwytu i uwagi :)

Pod wieczór było się z powrotem w Krakowie. A kolejny wyjazd pewnie już we wtorek. Znowu kierunek Bełchatów ;)

sobota, 10 listopada 2012

10.11.2012 Zaduszki na Kudłaczach

Zaduszki na Kudłaczach
W sobotni wieczór w schronisku PTTK Kudłacze odbyły się muzyczne zaduszki. Ale zanim o zaduszkach to trzeba było tam dotrzeć. Wyruszyliśmy z Poręby drogą pożarowo-zrywkową na Suchą Polanę z nadzieją na jakieś sowy... W trakcie spaceru udało nam się napotkać jedynie 6 czy 7 saren, 3 salamandry, 2 zające... ale sowy milczały :( Na samej Suchej coś się raz odezwało, ale głosem który słyszałem pierwszy raz w życiu więc nie podjąłem się nawet identyfikacji. Warunki teoretycznie były sprzyjające, gwiazdy na niebie, brak wiatru, ale sowy nie chciały współpracować. Kawałek za Porębą, miałem podejrzenie samicy puszczyka, ale nie chciała się odzywać dłużej, a głos dobiegał jednokrotnie z daleka.

Zaduszki - przebiegały spokojnie, kilkadziesiąt osób wsłuchanych w gitary, flety i wokale odnoszące się zarówno do piosenek osób które odeszły, ale także klasyków turystycznych. Mnie osobiście udało się odbyć ciekawą rozmowę z zarządcą schroniska która może zaowocować w przyszłości, ale na razie więcej nie napiszę.

Po opuszczeniu schroniska uderzył w nas Halny jaki dawno, drzewa trzeszczały, liśćmi rzucało... o przyrodzie można było zapomnieć. Szybki powrót do Myślenic bo rano czas na kolejny wyjazd.

czwartek, 8 listopada 2012

08.11.2012 KWB Bełchatów

Na zwałowisku (zdjęcie archiwalne)
Czwartek był jak na razie najtrudniejszym dniem pracy na Zwałowisku Szczerców spośród wszystkich dni które miałem możliwość tam spędzić. Zimny deszcz, silny wiatr oraz rozmoknięte gliny i iły które zasysały nogi na każdym krokiem skutecznie utrudniały przeprowadzenie zadania, którego nie udało się w pełni zrealizować... (trzeba będzie jeszcze raz tam zawitać). 27 ? próbek w regularnej siatce pobrano i będzie to jeszcze większa baza by spróbować rozpoznawać utwory metodą półautomatyczną na podstawie wysokorozdzielczych zdjęć lotniczych, ale o tym na razie cii....

środa, 31 października 2012

31.10.2012 Kierunek UK, dzień 8

Alicja przechodzi przez lustro
Wizyta w Guildford kończy zwiedzanie tego regionu w tym czasie... wizyta na zamku, spotkanie z Alicją w krainie czarów przechodzącą przez lustro, ostatnie spojrzenia na stare kamienice, ścieżki rowerowe i strzeżone parkingi dla rowerów, szerokie drogi, przystanie na rzece, śluzy, stare młyny, pastwiska z owcami, brak reklam przy drogach... i niczym ta Alicja przeszła przez lustro do nieco innego świata, tak ja powoli też wracam do Polskiej rzeczywistości. Bez stylowych, jednolitych klimatycznych kamieniczek, miłośników ptaków na taką skalę, zachowanych w dobrym stanie i niezrabowanych zamków... Czas wracać do ruchu prawostronnego... szkoda. Fajny klimat, fajni ludzie nawet i jakoś tak inaczej. Może zaczerpnięte niektóre pomysły uda się przekuć w realizację w Polsce? jestem tego bardzo ciekaw... Byłoby fajnie :) Podróż samolotem zajęła niespełna 2 godziny. Leciał szybko, a nad Krakowem dało się wypatrzeć znicze na Batowicach... idzie Wszystkich Świętych.

wtorek, 30 października 2012

30.10.2012 Kierunek UK, dzień 7

Dzień niemal ostatni... piękna pogoda - w ogrodzie gile i raniuszki, ale dziś czas na dłuższy przejazd...
Wyjazd do Parku Narodowego Nowy Las który w zasadzie ciężko nazwać lasem...

New Forest, tylko gdzie las?
A więc New Forest National Park - jeden ze starszych Parków Narodowych w tym regionie. W sumie na początku po przekroczeniu granic miałem problem by ten las znaleźć. Spore wrzosowiska, gdzieniegdzie fragmenty zadrzewień ze starymi dębami, ale przez kilka pierwszych mil miałem spore wątpliwości... i nawet tu miejscami napotykał się człowiek jadąc na płoty przy drodze i ogrodzenia z siatki. W tym parku największą atrakcją z kuce, które wraz z innymi końmi, osłami, krowami, świniami, owcami hasają sobie po terenie parku i trzeba na nie uważać, bo to one mają pierwszeństwo na drodze. Czego zresztą doświadczyliśmy także w porze wieczornej kiedy prawie taka jedna czarna krowa z odrobiną bieli weszła nam niemal pod koła. Byłoby niewesoło... mogłyby mieć te obroże odblaskowe skoro już chodzą tak bez niczyjej kontroli.

Turystyka konna
W sumie to fajnie wyglądają, takie stwory chodzące beztrosko, ale nie są one zdziczałe. Należą do prywatnych właścicieli z okolicy, każde zwierze ma kolczyk czy obrożę i można je zidentyfikować, a podejrzewam że w zimie są intensywnie dokarmiane. Również i tu udało się wypatrzeć wszechobecne króliki brytyjskie. Ciekawe czy serwują dobrą potrawkę z królika tam na wyspach ? ale rozumiem czemu Tolkien takie danie zaproponował swoim bohaterom ;) Wracając jeszcze do koni - turystyka konna bardzo szeroko rozwinięta i o ile konie mogą wędrować wszędzie (chociaż powinny trzymać się istniejących szlaków) tak ludzie mają chodzić po wyznaczonych ścieżkach - ergo - jadąc na koniu mam większe prawa. Myślę że koniarze powinni to docenić :)

Bentley 007
Gdzieś w odmętach wrzosowisk, kilku strumieni, oraz zatok morskich znajduje się Beaulieu z narodowym muzeum motoryzacji gdzie spotkać można samochody, motocykle, autodomy, automobile z całego zakresu historii... ważne że są to samochody +/- kultowe. Od starych Fordów T, przez Jaguary, Rolce, Bentley'e, przez samochody codziennie użytkowe - mini, po motocykle, samochody wyścigowe czy wyjątkowo w związku z SkyFall ekspozycje dotyczącą samochodów i pojazdów Bonda - z Astonami Martinami (DB S, DB5 i in.), pływającym lotusem Espirt, poduszkowcami, łodziami motorowymi... wymieniać można by też długo. Na zdjęciu samochód Bentley który w zamierzeniu Iana Fleminga miał być typowym samochodem Bonda (opis tego auta jest w Casino Royal). Czasy jednak się zmieniały i zmieniały się auta.

W sąsiedniej ekspozycji można znaleźć pojazdy znane z programu Top Gear - przerobione Fiaty Panda, niezniszczalne Hiluxy, czy przerobioną przyczepę Niewiadów na Sterowiec ;) Summa summarum - park rozrywki w którym można spędzić cały dzień i dłużej.

Kulik wielki
Później już na wybrzeże. Tutaj kamuszniki, kuliki wielkie, sieweczki, piskliwce, rycyki, szlamniki, ostrygojady, bernikle kanadyjskie i obrożne, czajki, mewy...  ogólnie to przefajny zestaw gatunków pasących się na błocie w trakcie odpływu, szukający jakichś małży, krabów czy innych stworów. Do tego dochodzi kamienista plaża z zamkiem pilnującym wejścia do portów. Właściwie takim barbakanem. Niestety nie mieliśmy możliwości zobaczyć niczego dużego wpływającego do portu :(

Daglezje nad czarną wodą
W drodze powrotnej zatrzymaliśmy się jeszcze w środku lasu w miejscu które wydawało się absolutnie ciekawe, bo unikalne w swojej okolicy. Rhinefield Ornamental Road - fragment drogi z niesamowitymi Daglezjami Zielonymi - ok. 50 m wysokości, 1,5 m w pierśnicy, do tego metasekwoje i thuje. Ogromne drzewa w wyjątkowym zgromadzeniu. Ponad to woda w potokach wyglądająca na czarną. Świetne klimatyczne miejsce, które podejrzewam że może mieć jakieś ciekawe korzenie archeologiczne - pozostałości starego muru? cholera wie... ale było to jedno z bardziej intrygujących miejsc z dendrologicznego punktu widzenia. Szkoda tylko że takie małe. :(

poniedziałek, 29 października 2012

29.10.2012 Kierunek UK, dzień 6

Dni lecą szybko, i czasu na zwiedzanie co raz to mniej...

Na wrzosowisku
Dzień zaczął się od zwiedzania wrzosowisk. Taka poranna rozgrzewka. Te wrzosowiska to się tam ciągną faktycznie kilometrami. Niewiele tam ciekawych rzeczy, jakieś grzyby, jakieś pojedyncze ptaki - sikory, zięby, dzięcioły duże... ale co też ciekawego - ponownie infrastruktura i sposób zagospodarowania.
Wpierw infrastruktura - przy parkingu tablica informacyjna z mapką regionu, wyznaczonymi szlakami dla pieszych, rowerzystów, konnych. Informacje na tablicy przybliżają nam plany na wydarzenia organizowane w parku - spacery, konkursy, festyny... a prawie każdy weekend jest zagospodarowany! czasem także działania w tygodniu. Ogromna różnorodność form.
Tablica informacyjna
Do tego tablica jest w bardzo dobrym stanie, a poniżej w schowku dostępne ulotki, z mapkami, zaproszeniami, zdjęciami... Aż dziw że nikt nie zabrał wszystkich, nie zniszczył, nie połamał, nie pomalował... Zazdrość bierze patrząc także na czystość parkingu gdzie nie znajdzie się papierów, folijek, butelek, zużytych prezerwatyw i innych tego typu średnio miłych dla oka rzeczy. Ja się tylko dziwię, czemu Polacy którzy przyjeżdżają na święta, odwiedzają tu znajomych itd nie potrafią zamiast funtów przywieźć takich wzorców. Tego nie jestem w stanie zrozumieć. Warto też dodać że specyficzna jest struktura tego miejsca - nie jest to typowy park, nie jest to obszar stricte leśny. Dziwne, ale fajne bo dające poczucie jakiejś takiej dzikości i naturalności.

Ostrygojad
Później przyszedł czas na wizytę w Chichester. Fajny port w głębi lądu, ale korzyść była jedna - był odpływ, a z niego korzystają ptaki - w ilości przeogromnej. Śpiew kulików wielkich, wołania ostrygojadów, do tego sieweczki, rycyki i inne siewkowce. Ponad to łabędzie, kaczki, kormorany... trzeba by mieć godziny czasu i lunetę - tej nie zabraliśmy, aby to wszystko precyzyjnie przejrzeć. Mogę zaś śmiało powiedzieć że ostrygojady zaczęły mi się przejadać :) duuużo ich tam było. No i był jeszcze jeden gatunek, ale nie ptaka który budził moje zainteresowanie - krab. Co prawda znaleziony przeze mnie był w dobrej kondycji, ale martwy, ale był potwierdzeniem tego że one faktycznie istnieją :)

Makieta willi (lewe skrzydło)
Wiele osób wie że na Wyspach byli rzymianie... ale jak wyglądało ich życie ? tego sobie wyobrażałem do momentu odwiedzin w Rzymskiej Willi... tzn. tym co z niej zostało i co się udało odnaleźć. Kiedy my chodziliśmy w skórach (w cudzysłowie) oni mieli ogrzewanie podłogowe, ogrody z nawadnianiem kapilarnym, mozaiki na podłogach i malowane ściany. Ciekawe czy trawę w ogrodzie kosili...  Nie byłoby w tym nic dziwnego gdyby nie fakt że te dwa światy funkcjonowały niejako obok siebie. Rzymianie nie twierdzili że podbijają wyspy bo nie ma co podbijać, tylko nieśli cywilizację. Do budowy domów sprowadzali materiał nawet  z dzisiejszej Turcji.
w lewym skrzydle...
W tym odwiedzonym miejscu stała Willa zarządcy tego terenu, dosyć bogatego faceta, ale wielkość tej willi przeszła moje najśmielsze oczekiwania. Nie wiem czy gdybym był milionerem albo multimilonerem to czy bym sobie na TAKIE coś mógł pozwolić. W załączeniu przestawiam 2 fotografie - makiety jak wyglądała całość i zdjęcie wnętrza jednego skrzydła które zostało odsłonięte i jest dostępne do zwiedzania. A odkrycie wyszło w sumie przez przypadek przy budowie wodociągu... Ogrom, precyzja, estetyka potrafi zachwycić w dniu dzisiejszym - jakie musiała wywierać wrażenie na tambylcach którzy chcieli coś załatwić u swojego opiekuna ?

Z przyrodniczych rzeczy z tego dnia - spotkanie z berniklami obrożnymi musi być wymienione :) fajne stwory  - strasznie ciemne :)

Na zakończenie dnia udało się jeszcze odwiedzić ogromną katedrę, która zachwyca. Nasze gotyki mogą się schować...a wiek tej cóż... z rozbudowami, ale blisko 1000 lat bez zniszczenia, złupienia itd. Ech...

niedziela, 28 października 2012

28.10.2012 Kierunek UK, dzień 5

Czas na wieżę Babel... rozumianą jako... Londyn.

Wejście na public footpath
Zanim tam dojechaliśmy była jeszcze chwila na spacery w okolicy zamieszkania. To co rzuca się w oczy to tzw. public footpaths czyli publiczne ścieżki piesze. Nie da się na nie wjechać autem, rowerem, motorem, a na niektóre nawet koniem. Prowadzą często kilometrami przecinając publiczne własności - pola, łąki, ogrody... są tam od pokoleń i każdy może po nich chodzić oczywiście dobrze się zachowując. Oznaczone są drogowskazami, ale dobrze by mieć mapę by wiedzieć gdzie się kończy dana ścieżka. Niemniej fajnie że takie ścieżki są jakoś usankcjonowane.

Parlament i Big Ben
No ale czas na stolycę. Mówi się że jest to jedno z najbardziej różnorodnych kulturowo miejsc w Europie. I faktycznie - tyle języków, subkultur, wyznań, różnych strojów ile tam to chyba nie widziałem. Wydaje mi się że te 15 lat temu było jakoś... normalniej? Ciężko stwierdzić. Jak przebiegała wycieczka. Szybkie zwiedzanie rozpoczęliśmy przy London Eye. Wielka konstrukcja stojąca na brzegu Tamizy do której kolejka ciągnie się na godzinę lub dwie. Spacer w kierunku Waterloo bridge, a potem na drugą stronę rzeki.
Tym razem Parlament i Big Ben wydawały się większe niż dawniej, dziwnie tak, bo pamiętam że jak byłem mały to myślałem że BB będzie większy. A tym razem już wydawał się w sam raz.

Drogi na Waterloo bridge
Waterloo bridge - myślę że ten most wymaga specjalnej uwagi z kilku powodów. Pierwszy powód - daje możliwość fajnego spojrzenia na City które rozrasta się w znacznym tempie, a katedra Św. Pawła ginie gdzieś między wieżowcami. Natomiast infrastrukturalnie... most ten ma priorytet dla rowerów - szeroka ścieżka, autobusów - szeroki buspas i samochodów - wąska jedna nitka. To co dla wielu wydaje się utrapieniem tam jest realizowane w całej rozciągłości. Przed skrzyżowaniami miejsca dla rowerów by te miały pierwszeństwo przed samochodami, a parkingi rowerowe w wielu miejscach są objęte monitoringiem i strzeżone.
Bezobsługowa stacja rowerowa
Również system bezobsługowych wypożyczalni rowerów - olbrzymi - wiele stacji dokujących, każda na conajmniej kilkadziesiąt rowerów. I ludzie korzystają z nich baaaaardzo powszechnie co widać na ulicach. W ścisłym centrum tak na prawdę ludzie nie jeżdżą samochodami. Tych jest mało. Przeważają taksówki, rowery, motory/skutery, autobusy. Nie jest to żadną potwarzą by ktoś musiał się przejść czy przejechać do pracy na rowerze. W sumie fajnie że tak to tam wygląda - niemniej trzeba by zabrać tam chyba naszych planistów na trzeźwą wycieczkę by spojrzeli jak rzeczy mogą i powinny działać.

Przed Buckingham Palace
No to lecimy z wycieczką dalej - była szansa na zwiedzenie parlamentu, ale niestety z uwagi na jakiś alarm nie udało się prześlizgnąć do starej części... pewnie wiedzieli że nadchodzę i ogłosili ten alarm. Bez sensu. No ale cóż, przynajmniej wiem gdzie zapadają decyzje w części nowej :) W trakcie zwiedzania Londynu nie mogło oczywiście zabraknąć wizyty pod oknami królowej. Przejście przez Mall st. do Buckingham Palace niemal w barwach narodowych - tyle że powieszonych jakoś dziwnie... pewnie para królewska Maroka po wizycie w Polsce przyjechała na wyspy. Przed pałacem straż pełnią panowie w klasycznych czapach, a chwilę wcześniej przejście przez plac z ministerstwami i strażą konną która to straż się zmieniała. Te zwierzęta tam mają świętą cierpliwość. Ludzie podchodzą, głaszczą, dotykają.. a one stoją niewzruszone. Natomiast w pobliskim parku grasują łabędzie, gęsi tybetańskie, ohary, świstuny, bernikle rdzawoszyje, czernice... w sumie dziwne że TAM nie ma żadnej tablicy z gatunkami ptaków... chociaż nie wykluczone że ktoś to zasugeruje ;) przynajmniej taką dostałem wiadomość :) W takim miejscu aż się prosi by istniała, bo widać wiele osób je dokarmia ale pewnie nie wiedzą co, a wszak ornitologia na wyspach popularna jest.

Diwali na Trafalgarze
Kolejnym odwiedzonym miejscem był Trafalgar Square. Tutaj tego dnia Święto Diwali - indyjskie święto światła... setki lub tysiące hindusów z całego regionu ściągało tam by się bawić, świętować, przeżywać wspólnie. Wpierw pokazy tańców, koncerty zespołów, regionalna kuchnia, a wieczorem wspólna modlitwa, czuwanie przy świetle świec. Indyjki to jednak piękne kobiety są... (to tak z męskiego subiektywnego punktu widzenia). A ich pogodność w tym miejscu udzialała się przekazując dobrą energię odwiedzającym. Ciężko było nie być uśmiechniętym na tym placu.

Tower Bridge
Czas na przejażdżkę double-deckerem w kierunku najstarszej części miejskiej - rejonu Tower i Tower Bridge. Udało się szczęśliwie mieć miejsca z przodu - fajny widok, czysty autobus i przejazd bez korków dzięki wspomnianej już małej liczbie samochodów i buspasom. W CITY widać że budowy toczą się pełną parą, natomiast nie powoduje to jakichś zauważalnych problemów komunikacyjnych. Zanim doszliśmy do wspomnianej twierdzy i mostu odwiedziliśmy pobliski port jachtowy. Idea którą władze Warszawy chciałyby wcielić w życie, ale niektórzy protestują, inni nie wierzą a inni się obawiają. Tu stary port został zrewitalizowany. Jachty morskie, łodzie, katamarany, trimarany warte miliony stoją zacumowane w samym środku miasta w luksusowym porcie otoczonym apartamentowcami. Da się.

Tower of London
Tower - pierwsze wspomnienie z Anglii z roku '94. Kruki dalej kraczą, a budowla ładnie oświetlona. Ma swój majestat i znowu miałem jakieś dziwne wrażenie odnośnie rozmiarów. Nie wiem czemu tym razem wydała mi się większa podobnie zresztą jak Tower Bridge. Strasznie się cieszę że tu dotarłem, bo był to dla mnie pewien symbol. I po wizycie w tym miejscu poczułem się spełnionym :)
Pozostał powrót via Subway czyli metro :) na stację kolejową, gdzie na jednym z 18 peronów czekał na nas pociąg powrotny który bez stuku kół sunął aż nudnie z prędkością blisko 100km/h czego zupełnie się nie czuło. No i dzień z Londynem dobiegł końca. Jak na kilka godzin wydaje mi się że całkiem niezła reminescencja :)

sobota, 27 października 2012

27.10.2012 Kierunek UK, dzień 4

Well well well..... dzień 4ty. Tym razem krótsza notka bo i krótszy trochę dzień był :)

Thursley National Nature Reserve
Na początku taka mała objazdówka - pierwszy cel wizyty, Thursley National Nature Reserve. Czyli bagna :)
Ładne kładki drewniane, świeżutkie, fajne kolory, torfowiska, wrzosy na obrzeżach i miało być pełno kulików wielkich, ale ... było pusto. Ponoć ktoś widział tam drzemlika dzień czy dwa wcześniej, ale najwyraźniej silny wiatr zniechęcał go do aktywności. Niemniej spacerowało się tamtędy bardzo przyjaźnie. Obszar ten, jest obszarem Natury 2000, chociaż co mnie zaskoczyło sieć ta nie jest znana pod tą nazwą w UK. Wymienia się tam obszary specjalnej ochrony/ zainteresowania zarówno ptasie i siedliskowe ale nie znajdzie się nigdzie informacji że jest to Nature 2000 site.

Mała Szkocja
Kolejnym miejscem położonym nieopodal są rozległe wrzosowiska. Obszar będący poligonem, ale udostępniony do ruchu turystycznego, pieszego, konnego... oczywiście poza dniami gdy odbywają się tam strzelania czy inne takie. Wrzosowiska ciągną się kilometrami, a krajobraz lekko pofalowany posłużył jako region do kręcenia fragmentów SkyFall - dla tych co już widzieli - z willą , helikopterami i takimi tam ;) Tymczasem jest on cały pusty i wszystko co było w filmie było oczywiście postawione tam na cele produkcji. Niektórzy podejmują się nawet nazywania tego regionu mianem małej Szkocji. Co zaś do turystyki konnej - takie koniowozy jakie tu, to aż dech zapiera... tiry na 4 konie + autodom, w ilości mnogiej no i liczba osób na koniach - przeogromna! czasem mają nawet większe pozwolenia niż turyści piesi...

Bernikla kanadyjska
Dzień zakończył się odwiedzinami w Guildford - a tam kolejna fajna zabudowa, a do tego bernikle kanadyjskie i białolice. Co jeszcze dało się zauważyć to szczury na ulicach... do tego momentu wypatrzyłem 3 czy 4 czyli więcej niż w Krakowie przez ostatni rok. Jadąc tam do Guildford przejeżdżaliśmy także przez jeden z najstarszych mostów w anglii... tzn. przez nowy postawiony obok starego kamiennego ponieważ kondycja tamtego była już taka że nie da się go remontować dla ruchu samochodowego. pieszy jest dopuszczony. A to wszystko w regionie skąd wywodzi się krykiet. Dwie wsie konkurują o prawo do tej która była pierwsza ;) Dodatkowo warto powiedzieć że nie wolno wierzyć ograniczeniom prędkości na wyspach. Niektóre są bardzo zasadne, inne są chore... 40 mil = 60 km /h w terenie gdzie ścieżka ma 3 m szerokości wije się jak wąż i z obu stron są drzewa, a niektóre zakręty +90stopni. Może auta rajdowe jechałyby tam tyle... ja nie polecam.

piątek, 26 października 2012

26.10.2012 Kierunek UK, dzień 3

morze....
Wybrzeże... nie byłem nad naszym Bałtykiem już dobrą chwilę... A tu taka radocha bo wybrzeże - co prawda Kanału, ale z falami większymi niż u nas ;)  Nad morzem odpływ - nigdy nie widziałem takiego pływu... cóż mało widziałem. Ludzie na kite'ach śmigali w oddali, a przy brzegu resztki falochronów... Zapraszam w takim razie w podróż po nadmorskich miejscowościach nieskalanych wszechobecnym kiczem i kafejkami. Zapraszam do zapoznania się z puntkem programu no. 1 Dungeness

Wnętrze czatowni obserwacyjnej
Rezerwat przyrody Dungeness położony nieopodal malowniczej miejscowości Rye. Będący jednym z częstszych miejsc wizyt ornitologów z okolicy. Nieopodal elektrownia atomowa która nikomu nie przeszkadza. Kiedyś były tu mornele, ale niestety już od dłuższego czasu ich nie ma :( z ptaków ładnych i przyjemnych - płaskonosy - w setkach, zimorodek z 2 metrów z czatowni, czaple nadobne ładnie pozujące...  ale największe chyba zdziwienie zrobiła na mnie infrastruktura... Parę słów o tej - czatownie duże, oszklone, z zasłanianymi oknami, szczelnymi podwójnymi drzwiami, wygodnymi ławkami, bez ani jednego mazia flamastrem na ścianie (Polacy nie dotarli tam jeszcze?) za to z informacjami o gatunkach ptaków występujących w tym miejscu, rysunkami tych że, ulotkami informacyjnymi, zaproszeniami do otwartych wycieczek przyrodniczych itp. Byłem w głębokim szoku, ale ten miał się dopiero pogłębić... po chwili dotarliśmy do centrum edukacyjnego.

Kafejka w centrum edukacyjnym
Centrum edukacyjne wymaga osobnego akapitu - jest parking i jakiś daszek. Na parkingu z 20 samochodów. No i wchodzimy przez przeszklone drzwi i w sumie to momentami nie wiedziałem dokładnie jak się zachować. Tablica taka biała magnetyczna z flamastrami, wypisane gatunki ptaków z dzisiaj, wczoraj no i standardy. Obok mapa (magnetyczna) z magnesami przedstawiającymi gatunki ptaków - po kilka z gatunku (niektóre czekały na brzegu mapy) by można było je umiejscowić tam gdzie dokonana była obserwacja. Przeszliśmy przez hall... w lewej części kawiarenka, z kilkudziesięcioma książkami o ptakach, w pełni przeszklona z 2-3 lunetami (jak się później okazało ogólnodostępnymi), do tego wypożyczalnia sprzętu optycznego i możliwość testowania sprzętu, a także sklep przyrodniczy - kubki, koszulki, naklejki, kartki... wszystko co można wymyśleć  z motywami ornitologicznymi + ziarno, karmniki i kolejne ogólnodostępne lunety...  Marzy mi się by takie coś istniało u nas. Wstęp na ścieżki jest płatny, ale nie ma nikogo kto by to sprawdzał. Podobnie jak z naszymi parkami narodowymi. Etycznie jest zapłacić - opłata jest symboliczna, a więc każdy płaci. Ruch spory, ludzie wymieniają informacje... po prostu bajka. Rzeczy które znałem z teorii przekształcają się w praktykę...

Płaskonosy :)
Do tego na ścieżkach porządek, ławeczki, siedziska przy miejscach gdzie warto ustawić się z lunetą, kosze na śmieci (opróżniane) tablice informacyjne, mapki... słowem czego dusza zapragnie to można dostać przy przemieszczaniu się przez Dungeness. Podejrzewam że przy ładnej pogodzie i okresie silnych przelotów ludzi jest tam na setki, ale miejsce jest na tyle duże że spokojnie może to przyjąć. My zrobiliśmy tylko małą pętle, natomiast duża to kilka godzin chodzenia. No i znowu owce pasące się to tu i tam...

Typowa zabudowa Rye
Następny punkt programu to wizyta w Rye. Malownicze miasteczko które także zaskakuje... kolejne stare budynki z kilkusetletnią historią, zamek broniący portu, cysterna na wodę murowana działająca z historią sięgającą kilkuset lat do tyłu, mało znaków drogowych, zachowany porządek architektoniczny. W sumie to ciężko mi wybrać nawet jedno zdjęcie które mogłoby to prawidłowo ilustrować. Ludzie nauczyli się że historia jest dziedzictwem, tak samo styl zabudowy, oraz to że ta zabudowa do siebie pasuje. Nie znajdziemy tu niepasujących elementów, kolorowych elewacji, zróżnicowanych dachów... nie ma śmieci na ulicy, nikt nie mazia spray'em no i ponownie brak wszechobecnych reklam. A niektóre uliczki mimo że brukowane nie przeszkadzają mieszkańcom którzy jeżdżą po nich swoimi często luksusowymi autami.

Opactwo w Battle
Powrót powolny... przez Hastings. Miejscowość położoną na klifach, na górkach... cóż... drogi kurort przypominający trochę nasz Sopot. Sporo barów, pubów, hoteli i przystani. Widać że tu ludzie przyjeżdżają wypocząć w sposób mniej przyrodniczy. W starej części - klify. Nie takie jak u nas, tylko potężne, skalne, kamieniste i trwające przez setki lat. Było już ciemno i ciężko jest wyrazić ich wielkość ale robiły wrażenie. Później już droga powrotna, przez miejscowość Battle, upamiętniającą nic innego jak bitwę pod Hastings. Na miejscu +/- bitwy opactwo które wygląda bardzo majestatycznie w godzinach nocnych i przy padającym deszczu. W normalne dni część udostępniona turystycznie...

czwartek, 25 października 2012

25.10.2012 Kierunek UK, dzień 2

No i ruszamy na południe... kierunek Arundel - z katedrą, fajnym zamkiem, i tzw. wetland center (o tym dłużej później). Zanim opowiem o tym co było pięknego - o tym co mnie wkurzało tam - wszędzie siatki, płoty, druty kolczaste, ogrodzenia... może ma to jakiś klimat, ale mnie irytowało ;)

Daniele i pojedyncze drzewa
Dzień rozpoczęliśmy od zwiedzania typowego miejsca spacerowego brytyjskiej rodziny - parku. Parki są tu bardzo specyficzne... Pierwsze czego w takim parku jest mało - drzew. Ale jak są to już są znacznych rozmiarów. W tym na przykład kasztany jadalne z olbrzymią ilością pysznych owoców. Drugie zdziwienie - ilość osób z lornetkami, lunetami... w tym parku w trakcie krótkiego spaceru - 2 lunety, 4-5 lornetek a chodziliśmy przez godzinę. Byłem w szoku. No i zobaczyliśmy małą jego część bo powierzchnia tego parku to kilkaset hektarów lub więcej. Co zaś do fauny... w tym były daniele... właściwie to ok. 1000 danieli do których można było podejść na prawdę blisko, a chodzące w stadach po +50 szt. A w jeziorze wpadła mi jeszcze bernikla kanadyjska, którą wcześniej już widziałem, ale pierwszy raz tak dobrze i tak długo i takiej ilości się mogłem poprzyglądać.

Zamek Arundel
W pierwszej kolejności zamek... niezbyt zniszczony przez czas. Widać że nie było tam wielkich wojen, powstań, bombardowań, zaborów, Szwedów i naszej mało rozgarniętej szlachty. Zamek stojący na miejscu dawnego grodziska mający ponad 1000 letnią nieprzerwaną historię, będący wciąż w prywatnych rękach. Zamek z pięknym ogrodem, wieżą z ładnym widokiem udostępniony do zwiedzania... no to się poszło :)
Ciekawe mury, zupełnie inna niż nasza architektura, zachowane systemy bramowe potencjalnie działające, no i najstarsza część czyli centralna wieża z głęboką studnią zapewniającą wodę dla całego zamku w czasie potencjalnego oblężenia. Krótka trasa przez zamek bo nie ma zbyt wiele czasu - wszak tylko kilka dni jestem w tym kraju, a potem do ogrodów. Te zadbane, bez ani jednego papierka, ścieżek na skróty czy innych takich - znowu wzór do naśladowania.
A pod murami w fosie karczowniki, których plan ochrony jest sukcesywnie realizowany i populacja jest stabilna. Do tego języczniki będące u nas rzadkością tam rosną na każdym rogu...

Drogowskaz do wetland center /
więcej szczegółów na ich stronie www
Arundel Wetland Center - Wiele instytucji, miejsc, działa tam na zasadzie fundacji; wsparcia charytatywnego. Ludzie nauczyli się dawać od siebie, bo wiedzą że w jakiejś mierze to do nich wróci. Tu na przykładzie ptaków - WWT (wildlife trust) działający na zasadzie propagowania ochrony ptaków, mający swój parking, swoje centrum, organizujące codzienne wycieczki z przewodnikiem ptasie, udostępniające sprzęt, ulotki... niektóre rzeczy za drobną w ich skali opłatą ale zasadniczo byłem w wielkim szoku. No i ludzie płacą, wspierają... podobnie z dziedzictwem kulturowym. Chronione są parki, stare pałace, dwory... obiekty warte zachowania. Państwo (powiedziano mi) nie jest w stanie samo dobrze zarządzać wszystkim i mieć na wszystko pieniądze a ponieważ warto zachować to przecież sami wspieramy a mamy z tego korzyści - darmowe wejścia (dla członków), zniżki w innych itp. Poza tym to jest modne i każdy to robi. Nauczka dla naszych - jeśli coś organizujemy i zbieramy pieniążki to osoba która płaci musi czuć że dostaje w zamian coś więcej niż tylko satysfakcje. W przypadku takich kwest na cmentarzach - gdyby przy ich okazji organizowana była loteria, albo za wrzucone cn. 50 gr do skrzyneczki byłby dawany tealight o wartości 10 gr, to więcej osób by wrzuciło... tak jak z serduszkiem WOŚP. Coś dostajemy - ale muszą się tego jeszcze nauczyć.

Czekając na płomykówkę
Wieczór zaowocował kolejną ciekawą obserwacją - tym razem poprzedzoną spotkaniem z Mr. Gadułą. Facetowi gęba się nie zamykała, ale sporo człowiek się mógł dowiedzieć. Między innymi że odwiedza to miejsce codziennie, że uszatek błotnych nie widział od 4 dni, że na płomykówkę jeszcze trochę za wcześnie, że wczoraj latała w tej i tamtej okolicy, że najlepszy punkt obserwacji będzie tu i tam. itp. Zasadniczo widać że tych ptasiarzy i miłośników przyrody jest tam wiela. Obyśmy podążali w tym kierunku. No i opłaciło się czekać bo do puli obserwacji zagranicznych wpadła mi płomykówka :) a także Munjack *(munczak) czyli taka mała prawie że sarna :) fajny zwierzak strasznie pokraczny :)

środa, 24 października 2012

24.10.2012 Kierunek UK, dzień 1

Chmury nad Wyspami
Tym razem parę wieści zza granicy... Długa to będzie opowieść w 8 częściach, więc trzeba się przygotować na chwilę czytania, ale może będzie warto. Powinienem pisać na bieżąco ale nie było możliwości, więc teraz czas nadgonić zaległości.... Wyjazd czysto turystyczny do południowej Anglii - cel - przyroda, krajobrazy, ludzie, ptaki... WSZYSTKO.


Stary młyn w tradycyjnym stylu
Na początek - wylot. Wstyd się przyznać ale mój pierwszy lot... Bardziej mnie stresowało przejście przez bramki niż sam wylot. Ten jakoś taki spokojny i przyjazny. Może przez te niektóre doświadczenia z lataniem? kto to wie... po oderwaniu się od ziemii niezbyt dobry widok na Kraków bo ten zginął w chmurach, ale już po chwili niebieskie niebo i biel chmur poniżej. Właściwie zbyt wielu widoków nie było, bo większość była przesłonięta przez chmury. Okno otworzyło się w rejonie granicy Belgii i Niemiec, no a potem piękne chmury przy wlocie nad Wyspy. Widoczki na prawdę przyjazne, na przykład taki cumulonimbus widziany z poziomu 10 000 m :) faaajny :) a potem lądowanie, sprawnie i przyjemnie i jesteśmy na miejscu...

Stary kościół w dobrym stanie
Ostatni raz na wyspach byłem w '97 a wcześniej w '94 więc przeskok spory i taka podróż sentymentalna.
Szereg zaskoczeń, szereg wspomnień. Odnośnie innej flory (ale o tym wkrótce) czy uporządkowanej zabudowy w dosyć jednolitym stylu.
Idźmy zaś w kolejności... czego to ludzie nie wożą na autostradach - nawet domy potrafią przewieźć na lawecie... takie spore domy...

Szara brytyjska wiewiórka
No a na miejscu (rejon między Londynem a wybrzeżem na tzw. wsi) zgodnie ze wspomnieniami... ceglane domki jednolite "ceglaste" dachy, do tego ostrokrzewy, rododendrony, trawy pampasowe, bambusy, palmy i gatunki których określić nie potrafiłem w ilości znacznej. Do tego stare cmentarze z płytami a nie nagrobkami, oraz kościoły datowane na ok 1000-1100 w kondycji bardzo dobrej. Do tego owce i konie na pastwiskach gdzie się nie spojrzy... Całość to w połączeniu z brakiem bilboardów, plakatów i reklam przy drogach stało się moim pierwszym wspomnieniem z tego pobytu tam.

Wieczorny spacer w poszukiwaniu sów i wildlife'a zaowocował +/- 10 puszczykami, 2 sarnami, kilkoma szarymi wiewiórkami (wszak rudych tam nie ma), kilkoma królikami... cóż przyroda (terio i awifauna) może nie jest tam zróżnicowana jak u nas ale ta która jest jest baaaardzo łatwo dostępna. Na koniec dnia wizyta w tradycyjnej, lokalnej, wiejskiej karczmie z fish&chips w gazecie i lokalnym piwem które bogiem a prawdą było trochę wodniste i smakowało trochę zakwasem chlebowym, ale ... ogólnie fajny smak. No i rybka pycha!  Co do gatunków z tego dnia to jeszcze warto dodać że czarnowrony występują pospolicie i dzięcioły zielone w zatrzęsieniu.

poniedziałek, 22 października 2012

22.10.2012 Zajęcia Edukacyjne Czasław

W dniu 22 października w szkole podstawowej w Czasławiu zrealizowane zostały warsztaty edukacyjne o  ptaków, oraz metodach obserwacji i ochrony tych pięknych stworzeń.

W pierwszym warsztacie uczestniczyły dzieci z 1,2,3 klasy szkoły podstawowej. Niewielka grupa bardzo ochoczo wsłuchiwała się w prezentowane treści. Zadawały wiele pytań odnośnie możliwości zostania przyrodnikiem, a także o ptaki, ich wędrówki, zwyczaje i zachowania. Niektóre pytania wywoływały lekki uśmiech na mej twarzy, inne zaś były merytorycznie trudne i przemyślane. 
Po blisko 2 godzinach zapoznania z działaniami oraz sprzętem w warunkach kameralnych wyszliśmy na krótki spacer. W jego trakcie udało się zaobserwować niewiele ptaków... bo jedynie samicę trznadla, ale! Za to udało się pokazać jak ważny jest słuch i ciche zachowanie w trakcie obserwacji. Dookoła nas śpiewały sikory które nie chciały pozować przed lunetą, a z sąsiedniego lasu dobiegało nas głośne skrzeczenie sójek. Możliwości lunety dzieci przetestowały na bocianie białym. Co prawda drewnianym, ale w dobrych proporcjach. Zresztą na początku dzieci myślały że on jest żywy, jednak szybko wytłumaczyliśmy że bociany odlatują w sierpniu i nie ma możliwości spotkania bociana o tej porze, no chyba że w zoo. Niemniej zaskoczeniem było jak dobrze go widać, mimo że jest tak daleko iż normalnie go nie da się wypatrzeć...  

Drugi warsztat prowadzony był dla starszej i liczniejszej grupy – klas 4-5-6. Przebieg działań był podobny. Wpierw teoria i silne zainteresowanie tematem, następnie zajecia praktyczne. Niewątpliwie treści o takim zakresie trochę lepiej docierały do starszej grupy dzieci.

Zajęcia były bardzo przyjemne i przebiegały we wspaniałej atmosferze z silnym wsparciem pań nauczycielek, które wydaje mi się również skorzystały na przekazywanych treściach.

PS. Tego samego dnia, po warsztatach koło godziny 14.00 przebywając w Myślenicach nad głową przeleciał mi bocian biały! O zdarzeniu poinformowałem lokalnych ornitologów.
PPS. W dniu następnym (23.10.2012) w godzinach porannych bocian wylądował na ul. Reja i osłabiony i wyziębiony został złapany przez ornitologów i zabrany w miejsce odosobnienia.

piątek, 19 października 2012

19.10.2012 Warsztaty edukacyjne Łopuszna

Bacówka w złotych liściach schowana
Kolejny dzień warsztatów w Łopusznej... tym razem mniej ptaków i starsza młodzież - gimnazjaliści. Momentami trudno skupić ich uwagę, natomiast jak już się uda ich zainteresować to zajęcia potrafią być bardzo rozwijające. Lekko przerażający jest brak pomysłów na życie dzieciaków w tym wieku, natomiast ochrona przyrody w tym ptaków została pokazana jako pewna ciekawa alternatywa i pomysł nad którym też można i warto się zatrzymać. Podobnie jak dzień wcześniej - zajęcia z lornetkami, lunetami, ale także rozmowa, dyskusje... Jestem przekonany, biorąc pod uwagę miny niektórych oraz pewne zainteresowanie że jakaś część wiedzy do nich dotarła...

Z widokiem na Tatry.... 
Pogoda była wymarzona, a jako że człowiek odespał trochę to można było pójść bez większych przeciwskazań na trochę w Gorce. Czarny szlak idący w kierunku Kiczory był dobrym wyborem. Miejscami trochę stromy, ale... szło się fajnie :) widoki na Tatry, złote liście, hale i stare bacówki... do tego stawiki, ptaki w koronach drzew... po prostu bajka. Nie mogę ukryć że doświadczenia paralotniowe wywarły na mnie piętno i wielce zastanawiam się czy start z jednego miejsca (przeurokliwego) byłby możliwy... trzeba będzie to pewnie kiedyś sprawdzić ;) gdzie wylądować wiem.. to się upewniłem - pytanie tylko czy osiągniemy taką wysokość która bezpiecznie pozwoli przejść nad pewnymi drzewami... ale to pieśń przyszłości :)
Po 2-3 godzinach trzeba było wracać - i tu niespodzianka, na mało uczęszczanej ścieżce znalazłem nóż :) w ładnym stanie, bez grama rdzy, na sznurku z klamrą... ostry i wygodny. Zadbam o niego bo nie wiem jak mógłbym próbować znaleźć właściciela :(