piątek, 26 października 2012

26.10.2012 Kierunek UK, dzień 3

morze....
Wybrzeże... nie byłem nad naszym Bałtykiem już dobrą chwilę... A tu taka radocha bo wybrzeże - co prawda Kanału, ale z falami większymi niż u nas ;)  Nad morzem odpływ - nigdy nie widziałem takiego pływu... cóż mało widziałem. Ludzie na kite'ach śmigali w oddali, a przy brzegu resztki falochronów... Zapraszam w takim razie w podróż po nadmorskich miejscowościach nieskalanych wszechobecnym kiczem i kafejkami. Zapraszam do zapoznania się z puntkem programu no. 1 Dungeness

Wnętrze czatowni obserwacyjnej
Rezerwat przyrody Dungeness położony nieopodal malowniczej miejscowości Rye. Będący jednym z częstszych miejsc wizyt ornitologów z okolicy. Nieopodal elektrownia atomowa która nikomu nie przeszkadza. Kiedyś były tu mornele, ale niestety już od dłuższego czasu ich nie ma :( z ptaków ładnych i przyjemnych - płaskonosy - w setkach, zimorodek z 2 metrów z czatowni, czaple nadobne ładnie pozujące...  ale największe chyba zdziwienie zrobiła na mnie infrastruktura... Parę słów o tej - czatownie duże, oszklone, z zasłanianymi oknami, szczelnymi podwójnymi drzwiami, wygodnymi ławkami, bez ani jednego mazia flamastrem na ścianie (Polacy nie dotarli tam jeszcze?) za to z informacjami o gatunkach ptaków występujących w tym miejscu, rysunkami tych że, ulotkami informacyjnymi, zaproszeniami do otwartych wycieczek przyrodniczych itp. Byłem w głębokim szoku, ale ten miał się dopiero pogłębić... po chwili dotarliśmy do centrum edukacyjnego.

Kafejka w centrum edukacyjnym
Centrum edukacyjne wymaga osobnego akapitu - jest parking i jakiś daszek. Na parkingu z 20 samochodów. No i wchodzimy przez przeszklone drzwi i w sumie to momentami nie wiedziałem dokładnie jak się zachować. Tablica taka biała magnetyczna z flamastrami, wypisane gatunki ptaków z dzisiaj, wczoraj no i standardy. Obok mapa (magnetyczna) z magnesami przedstawiającymi gatunki ptaków - po kilka z gatunku (niektóre czekały na brzegu mapy) by można było je umiejscowić tam gdzie dokonana była obserwacja. Przeszliśmy przez hall... w lewej części kawiarenka, z kilkudziesięcioma książkami o ptakach, w pełni przeszklona z 2-3 lunetami (jak się później okazało ogólnodostępnymi), do tego wypożyczalnia sprzętu optycznego i możliwość testowania sprzętu, a także sklep przyrodniczy - kubki, koszulki, naklejki, kartki... wszystko co można wymyśleć  z motywami ornitologicznymi + ziarno, karmniki i kolejne ogólnodostępne lunety...  Marzy mi się by takie coś istniało u nas. Wstęp na ścieżki jest płatny, ale nie ma nikogo kto by to sprawdzał. Podobnie jak z naszymi parkami narodowymi. Etycznie jest zapłacić - opłata jest symboliczna, a więc każdy płaci. Ruch spory, ludzie wymieniają informacje... po prostu bajka. Rzeczy które znałem z teorii przekształcają się w praktykę...

Płaskonosy :)
Do tego na ścieżkach porządek, ławeczki, siedziska przy miejscach gdzie warto ustawić się z lunetą, kosze na śmieci (opróżniane) tablice informacyjne, mapki... słowem czego dusza zapragnie to można dostać przy przemieszczaniu się przez Dungeness. Podejrzewam że przy ładnej pogodzie i okresie silnych przelotów ludzi jest tam na setki, ale miejsce jest na tyle duże że spokojnie może to przyjąć. My zrobiliśmy tylko małą pętle, natomiast duża to kilka godzin chodzenia. No i znowu owce pasące się to tu i tam...

Typowa zabudowa Rye
Następny punkt programu to wizyta w Rye. Malownicze miasteczko które także zaskakuje... kolejne stare budynki z kilkusetletnią historią, zamek broniący portu, cysterna na wodę murowana działająca z historią sięgającą kilkuset lat do tyłu, mało znaków drogowych, zachowany porządek architektoniczny. W sumie to ciężko mi wybrać nawet jedno zdjęcie które mogłoby to prawidłowo ilustrować. Ludzie nauczyli się że historia jest dziedzictwem, tak samo styl zabudowy, oraz to że ta zabudowa do siebie pasuje. Nie znajdziemy tu niepasujących elementów, kolorowych elewacji, zróżnicowanych dachów... nie ma śmieci na ulicy, nikt nie mazia spray'em no i ponownie brak wszechobecnych reklam. A niektóre uliczki mimo że brukowane nie przeszkadzają mieszkańcom którzy jeżdżą po nich swoimi często luksusowymi autami.

Opactwo w Battle
Powrót powolny... przez Hastings. Miejscowość położoną na klifach, na górkach... cóż... drogi kurort przypominający trochę nasz Sopot. Sporo barów, pubów, hoteli i przystani. Widać że tu ludzie przyjeżdżają wypocząć w sposób mniej przyrodniczy. W starej części - klify. Nie takie jak u nas, tylko potężne, skalne, kamieniste i trwające przez setki lat. Było już ciemno i ciężko jest wyrazić ich wielkość ale robiły wrażenie. Później już droga powrotna, przez miejscowość Battle, upamiętniającą nic innego jak bitwę pod Hastings. Na miejscu +/- bitwy opactwo które wygląda bardzo majestatycznie w godzinach nocnych i przy padającym deszczu. W normalne dni część udostępniona turystycznie...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz