Wycieczka w Gorce...wreszcie była
chwila by ruszyć się gdzieś w teren z rakietami i nartami.
Wieczorem dojechałem do Obidowej, tam noc spędzona w kanguromobilu
i rankiem można było ruszyć w świat pięknie przykryty białą
śnieżną pierzyną. Pierwszy raz zdecydowałem się na próbę
połączenia nart i rakiet śnieżnych i była to decyzja
zdecydowanie pozytywna. Wiadomo – na podejściu trzeba się było
trochę pomęczyć, ale na odcinkach płaskich czy „z górki” to
narty dawały wielką przewagę. Coś mi się wydaje że w tym roku
przy dzięciołach będę doskonalił tą technikę. No ale do rzeczy
– zaskoczyły mnie dzięcioły, które miejscami już były dość
aktywne. Może nieprzesadnie, ale jednak. Natomiast po osiągnięciu
pewnej wysokości i odpowiedniego etapu trasy zapanowała iście
cudowna pogoda. Błękit nieba, biel śniegu... czego można chcieć
więcej? Tropów lub samych obserwacji zwierzaków – w głębi
serca liczyłem na głuszce czy tropy wilków bądź rysia, ale nic z
tego :( Do tego z Turbacza nie było dobrego widoku na Tatry
(zamgliło się) ale i tak wycieczka była wspaniała. Potem zjazd w
kierunku auta, lekko nerwowy momentami – panowanie nad biegówkami
czasem jest trudniejsze niż nad zjazdowymi, ale udało się
szczęśliwie dotrzeć. Zmęczony ale uśmiechnięty zakończyłem
tegoroczny chrzest.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz