wtorek, 11 września 2012

11.09.2012 Kierunek Beskid, Pieniny, Bieszczady, Tatry, Dzień IV


Rabe o poranku
Dzień czwarty, czas leci szybko no i w sumie co raz to mniej chwil by poznać polską przyrodę. Pamiętając mnogość zwierzyny na łąkach o poranku, postanowiliśmy odwiedzić to samo miejsce raz jeszcze - tym razem autem. Wynik odwiedzin był wielce zaskakujący! mimo takiej samej pogody, tej samej pory dnia w tym samym miejscu nie spotkaliśmy ANI JEDNEGO przedstawiciela zwierzyny płowej. Po dłuższej chwili zachwytu nad dniem budzącym się do życia wróciliśmy na śniadanie.

Samotna kapliczka w lesie
Dziś za cel obraliśmy sobie dzięcioły i salamandry. Aby go zrealizować udaliśmy się do lasu. Pierwsze odwiedzone miejsce - rejon Kiełczawy. Przy przełęczy piękne widoki na wschód i zachód, a potem wejście w las... Ponownie napotkaliśmy dzięcioły czarne, multum dzięciołów dużych czy orzechówek, a pod nogami tropy żubrów i jeleni. Liczyliśmy że może gdzieś przemknie nam jarząbek, ale tym razem szczęście nam nie dopisało.

Po odwiedzinach starej klimatycznej kapliczki z niemal wyschniętym źródełkiem udało się znaleźć "dziczą łaźnię" z ubłoconymi pniami przy kałuży, a także ... dzięcioła białogrzbietego, który pozwolił oglądać się przez dłuuuższą chwilę aż do czasu gdy nasyciliśmy się jego urodą.

ropucha szara
Następnym miejscem które odwiedziliśmy, były rozległe łąki w rejonie dawnej wsi o nazwie Kołonice. Liczyliśmy na więcej drapoli, może na jakiegoś przedniaka, ale niestety, tylko kilka kolejnych myszozłowów.
Na ten wieczór był plan - spotkanie z misiem. Dostaliśmy informację, że jest misia rodzinka która odwiedza pewne poletko łowieckie dość regularnie i że jest znaczna szansa spotkania i obserwowania ich z ambony. Siedzieliśmy, czekaliśmy, ... ale jedynie jeden szpicak, puszczyk oraz głos sóweczki dały się "zaliczyć". Misia jak nie było tak nie było.


Łąki Kiełczawy
Po kolacji ostatnia tego dnia próba "na misia" :) Pojechaliśmy autem znowu w kierunku tychże samych łąk. Na trasie przejazdu dość pospolicie dało się obserwować jelenie (szczególnie łanie z młodymi) , pojedyncze sarny, czy zające. Miejscami z oddali dobiegało ciche porykiwanie jeleni, a nad głowami słychać było huczenie puszczyków. Kiedy dotarliśmy do celu, niemal mogłem zobaczyć łzy w oczach naszych gości, którzy stwierdzili że od lat nie widzieli tak ciemnego i pięknego, pełnego gwiazd nieba.
Odchody niedźwiedzia
Faktycznie, bezksiężycowa noc, a w promieniu kilkunastu kilometrów ani jednego źródła światła. Do tego pojedyncze spadające gwiazdy mogły budzić wzruszenie.

W trakcie drogi powrotnej na ścieżce leżała za to świeżutka, cieplutka, kupa misia, której nie było kiedy jechaliśmy TAM. Czyli minęliśmy się z nim o kilka minut... Coś nie dane nam go spotkać....

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz