środa, 21 marca 2012

Kierunek Podhale, Niski, Bieszczady 19.03

Kolejny dzień, kolejne wyzwania :)

Dalej eksplorujemy Bieszczadzkie ostępy. Pogoda troszkę się popsuła co miało wyraźny wpływ na humor wszystkich uczestników wyprawy, ale ciągle walczymy - rysia trzeba znaleźć, a przynajmniej wilki ;)

Niektórzy dzień rozpoczęli już przed śniadaniem wraz z obserwacją dzięciołów dużych, pliszek siwych czy kopciuszka, natomiast właściwa część - to prawie całodzienna wyprawa w rejon Solinki i Balnicy. Kierunek uzasadniony przebudzonymi niedźwiedziami w okolicy, sporadycznie zachodzącymi żubrami, oraz magią miejsca sprzyjającą wilkom, rysiom oraz dobrym ludziom.

Autem udało się dojechać na parking koło Solinki, a stamtąd czekał nas forsowny marsz... mimo niewielkiej wysokości nad poziomem morza ilość śniegu była przytłaczająca. Marsz bez rakiet skutkował zapadaniem się do do głębokości pół uda krok po kroku... Przebyliśmy polanę na Solince, dotarliśmy do szlaku niebieskiego i bez wielkiej nadziei wędrowaliśmy po granicy na zachód. Z dala dało się słyszeć dzięcioły i sóweczkę, która nie chciała podlecieć bliżej mimo pogwizdywań.

Już prawie dotarliśmy do Balnicy, gdy nagle... 150m od celu szlak przeciął świeżutki, jeszcze ciepły i pachnący trop rysia! Niewiele myśląc zmieniliśmy kierunek wędrówki - w las, wgłąb Słowackich ostępów. Przez lasy i jary, potoki i bagna... krok w krok, łapa w łapę, metr za metrem zapominając o wszechobecnym śniegu i zmęczeniu przez blisko 3 godziny podążaliśmy za rysiem. Ponownie słyszana sóweczka została somentowana tylko przez "who cares". w czasie wędrówki natknęliśmy się także na rysie odchody - rzecz bardzo rzadko spotykaną! Ryś jednak wywiódł nas na manowce gdyż dotarł do terenu bezśnieżnego i dalsze tropienie było niemożliwe. Emocje opadły, a tu okazuje się że jesteśmy głęboko w lesie, dość nisko i trzeba wracać... Wpierw do granicy, potem na Balnice... tutaj spotkanie z gospodarzem, chwila rozmowy, wytchnienia z gorrrrącą herbatą i kawą, a potem powrót do auta. 2 kilometry torami kolejowymi po głębokim śniegu wymęczyły niemiłosiernie, ale emocje i satysfakcja z bliskości drapieżnika grały nam w duszy.

Po wcześniejszej kolacji wszyscy odpłynęli w słodki sen :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz