wtorek, 27 marca 2012

Monitoring Dzięcioła Trójpalczastego Cz. I / 27.03.2012

Zmęczenie lekko narasta... mimo chodzenia spać koło 22, a wstawania o 6.00 to jednak przyczepa, brak prądu, ciepłej bieżącej wody lekko dają w kość. Ale mimo wszystko pogoda pomaga i nie jest tak źle jakby mogło być ;) Mamy wszak gaz, kuchenkę, lodówkę z funkcją zamrażarki a nawet oświetlenie ledowe ;)

Wtorkowy dzień był inny... z samego rana pożegnałem się z Olą która towarzyszyła mi przez te 4 dni a sam powędrowałem na w moim odczuciu najtrudniejszą i najdłuższą powierzchnię. Wyjście na Małą Raczę, potem szlakiem granicznym, pętla dookoła polany Śrubita, ponownie granicznym pod Bugaj zejście na dół, wyjście na Kołyskę i zejście do doliny z przyczepą... 20km ostrego wędrowania w śniegu.


Rozpoczęło się dynamicznie - ostre podejście w kierunku Małej Rawki przebiegło nadzwyczaj sprawnie, a i dzięcioły na punktach kontrolnych były skore do współpracy - zarówno białogrzbiete jak i trójpalczaste. Odniosłem wrażenie że podejście to udało mi się pokonać w lepszej kondycji niż w zeszłym roku gdy nie było śniegu! Po chwili stanąłem na szczycie gdzie roztaczał się piękny widok po dalekie partie Beskidów czy Fatrę na Słowacji. Mimo absolutnie cichego wędrowania nie udało się nadal nigdzie napotkać głuszca mimo odnajdowania jego odchodów przy kolejnych polanach.


Podczas wędrówki kilkakrotnie napotykałem tropy rysia, jednak żadne nie były bardzo świeże. Tego dnia dało się też słyszeć dzięcioły czarne które przez wcześniejsze dni pozostawały absolutnie nieaktywne. Część dnia trzeba było pokonać na rakietach, gdyż śnieg był rozmoknięty i każdy krok owocował zapadaniem się za kolano. 


Tuż przed końcem dnia serce mi zamarło w piersi... oddech wstrzymał się na minutę... 

Wyszedłem na szczyt Kołyski i zamierzam rozpocząć zejście do doliny, kiedy nagle widzę kątem oka, że coś nisko, acz niezbyt szybko przemknęło za kłodą drzewa. Było szare, niezbyt wysokie... zatrzymałem się mając w pamięci tropy rysia oraz myślenie życzeniowe. Z mojego miejsca widziałem tylko kawałek grzbietu, oraz ciemny, krótki ogon... pierwsza rzecz - zdjęcie dokumentacyjne, by był dowód na wypadek gdyby to był ON, później zdjęcie przez lornetkę... (zamieszczone tutaj obok). Zwierz nie uciekał... po chwili wahania dalej ze wstrzymaną akcją serca postąpiłem do krok do przodu i zaniemówiłem... przed sobą, ujrzałem na śniegu, przyczajonego i gotowego do skoku, aczkolwiek nieświadomego mojej obecności ... zająca.

Po chwili rozpocząłem zejście do doliny i powrót do przyczepy...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz