czwartek, 28 lutego 2013

28.02.2013 – kierunek Bieszczady II, dzień 5

Z rejonu Beniowej
Ten dzień miał być niczym as z rękawa i takim się okazał! Po licznych próbach wypatrzenia wilków w okolicy postanowiłem podjąć wyzwanie stawiane przez Sianki. No i pojechaliśmy. Pogoda była absolutnie idealna - błękitne niebo, grama chmury, grama wiatru - po prostu bajka, a krajobrazy wyostrzone niczym w alpach. Mogły tylko zachwycać.
W czasie przejazdu mniej więcej w rejonie Brzegów Górnych na polu obserwowaliśmy coś co było ni to wilkiem, ni to lisem. Ostatecznie zostawiłem to jako nieoznaczone, skłaniałbym się do lisa (z uwagi na zachowanie) i do jakiegoś pokracznego wychudzonego wilka z uwagi na kolor... ale obserwacja ta była pod światło no i pozostała wielką tajemnicą.
Żerowisko dzięcioła czarnego
Przejazd w rejon Sianek zajął nam chwilę, bo warunki na drodze były absolutnie nieprzyjazne, natomiast na miejscu - coś wspaniałego. Pusto, biało, błękitnie i już od pierwszych kroków po wyjściu z auta byliśmy na tropach wilków. Tych w czasie całego spaceru niezliczona ilość. Do tego odchody czy oznaczenia terenu moczem. Czuć było że są gdzieś dookoła nas. Niestety ptaki nie współpracowały - cisza absolutna... z drapoli tylko jeden kruk, a poza tym puste i czyste niebo... Grama stukania dzięciołów, raz tylko mieliśmy głos kontaktowy dużego, a poza tym prawie nic.. (jedno podejrzenie czarnego ale nie dało się zweryfikować). W czasie przejścia kilka postojów w rejonie Beniowej, zdjęcia z tropami, ale dalej bez wilków. Anglik niepocieszony, bo wilka chciał zobaczyć (chociaż i tak chodzenie po tropach go cieszyło), ale nie ustajemy w poszukiwaniach.
Wilk w rejonie Beniowej
Po kilku godzinach dotarliśmy do parkingu, gdzie w pobliżu składowane były ogromne stosy siana. No to rozpoczęliśmy obserwacje ze stosu, a przy tym opalaliśmy się w gorących promieniach lutowego słońca. Niestety żaden wilk sie nie objawił. Postanowiliśmy w czasie przejazdu rozglądać się intensywnie, odprawiając różne modły każdy na swój sposób. Jakie było nasze zdziwienie gdy po przejechaniu 200 metrów od parkingu zobaczyliśmy WILKA. Stał na prostopadłej drodze, spojrzał na nas i nie spiesznie spacerował. Oglądając się raz za razem. Staliśmy jak zamurowani - około 2 minuty patrzenia na samotnika (pewnie młodzik który odszedł od watachy) paradującego przed nami, rozglądającego się z nasypów śniegowych, znaczącego teren, sprawdzającego stogi siana... no po prostu obserwacja życia i absolutnie wymarzona. Udało się jakieś zdjęcia dokumentacyjne zrobić (szkoda że nie było kogoś z dobrym teleobiektywem :( , a moje zdjęcia wrzucę jak znajdę adapter do kart SD) a później wilk oddalił się. Łzy na oczach anglika, uśmiech w sercu i można było spokojnie wracać. Jeszcze próbowaliśmy słuchać za puchaczem w rejonie torfowisk, ale chyba było jeszcze za wcześnie - słońce ciągle królowało na niebie - nisko, ale ciągle.

Dalszy przejazd już na luzie, zaglądając jeszcze do zagrody pokazowej żubrów (jednak wole takie na żywo niż w pseudo zoo), a potem do siekierezady (która zachwyciła klimatem) i do hotelu. Dzień można uznać za spełniony :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz